geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Nowe nadzieje czyli krótka kołdra

Michał Mistewicz

02-01-2024 09:30


"Na Sylwestrze było kilka osób. Zgodnym chórem przeklinaliśmy miniony rok. Część pocieszała się, że przyszły nie może być gorszy. W tym chórze pocieszenia nie brałem udziału. Dlaczego nie ma być gorszy? Wystarczy sobie przeczytać artykuł Mikołajczyka w drugim numerze Jutra Polski i zestawić go z wiadomością o  utworzeniu w Lublinie "rządu polskiego". Wszystko zmierza do tego, aby jak najprędzej zlikwidować Rząd legalny. A jeśli się to stanie, to cóż potem? Wolę o tym nie myśleć." - napisał w swoim dzienniku 1 stycznia 1945 roku, Tadeusz Katelbach, polityk i publicysta, wówczas szef referatu niemieckiego w Dziale Dokumentacji Ministerstwa Informacji Rządu RP w Londynie.

Nowy Rok, to nowe nadzieje: w przeważającej części społeczeństwa czujemy mimowolny przypływ energii i tych myśli związanych z przeświadczeniem, że "będzie dobrze". To zdrowy odruch, który pozwala choć na chwilę, oderwać się od obecnej rzeczywistości. Chcę na początek zwrócić uwagę na kwestię obecnie niedostrzegalną w naszych, celowo przesiąkniętym zlaicyzowanym punktem widzenia, mediach "głównego nurtu", a które mogą być kiedyś pewnym elementem szerszej układanki.

"Kościoły w Estonii były pełne w Wigilię. We wszystkich estońskich kościołach w Wigilię odbyły się nabożeństwa bożonarodzeniowe, a w niektórych także koncerty. W tym roku czwarta niedziela adwentu i Wigilia Bożego Narodzenia zbiegły się w czasie, co sprawiło, że w niektórych kościołach odbyły się dwa nabożeństwa." - czytamy w relacji. Tak, jest to także pewien przejaw niepokoju społeczeństwa, które w tak niepewnych czasach, jakie przeżywamy obecnie, szuka w wierze pociechy wobec swoich obaw.

Trudno jest pisać komentarze napawające otuchą, w momencie, kiedy wszystkie przesłanki, które wynikają z analiz i wniosków z wielu dziedzin: gospodarki, bezpieczeństwa, polityki międzynarodowej, polityki wewnętrznej, ale i przede wszystkim z ostatnich wydarzeń, mówią, że ten nowy rok będzie wyjątkowo trudny. Jednak jako zwolennik "szklanki do połowy pełnej", dodam, że zawsze należy dostrzegać pozytywne aspekty wydarzeń. A do nich należy zaliczyć wygaśnięcie stanu wyjątkowego w Mołdawii, który był przedłużany aż 11 razy, czy także liczby płynące z różnych ośrodków statystycznych, które mówią, że utrzymuje się długoterminowy optymizm społeczeństwa na Ukrainie, co zresztą stara się moderować prezydent Zełenski, o czym za chwilę.

"W grudniu 2023 r. zdecydowana większość Ukraińców (73%) nadal wierzy, że za dziesięć lat Ukraina będzie zamożnym krajem w UE. W październiku 2022 r. było ich 88% - takie dane wynikają z najnowszego badania przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KMIS)." - i rzeczywiście, jednocześnie rosną postawy pesymistyczne. Jak to często ma miejsce w przypadku wojny, pesymizm spada współmiernie do odległości od linii frontu i największymi optymistami są mieszkańcy zachodniej części Ukrainy. Rosną także nadzieje ukraińskich liderów biznesu, na szanse większych inwestycji gospodarczych.  „Mimo że ocena prezesów spółek członkowskich Stowarzyszenia na temat obecnego stanu klimatu inwestycyjnego w 2023 roku pozostaje w większości negatywna, liczba menedżerów najwyższego szczebla wierzących w opłacalność nowych inwestycji na Ukrainie niemal się podwoiła” – napisano w oświadczeniu EBA.

Gdyby tylko nie wliczać obecnej wojny, to obecne znane powszechnie problemy, czyli korupcja i powiązane z nim sądownictwo, można byłoby uznać za zjawiska przejściowe, które będą zanikać wraz z wprowadzanymi sukcesywnie zmianami, związanymi z nadziejami Ukraińców na dołączenie - kiedyś - do UE. Jednak wojna kładzie się cieniem na te wszystkie projekty. I tutaj właśnie pojawia się  prezydent Wołodymyr Zełenski, który najwidoczniej wciąż chce wstrząsnąć sumieniami polityków i społeczeństw państw zachodnich,i w związku z tym przedstawił w wywiadzie dla "The Economist", swój pesymistyczny punkt widzenia. Tutaj można dodać, że wywiad ten pojawia się miesiąc po innym głośnym wywiadzie tej samej gazety z generałem Walerym Załużnym, który wypowiadał się w podobny sposób.

"Kluczowym argumentem jest to, że wspierając Ukrainę, Europa chroni się przed rosyjską agresją. "Dając nam pieniądze lub broń, wspierasz siebie. Ratujesz swoje dzieci, a nie nasze" - ostrzega ponuro. Jeśli Rosji pozwoli się zabrać ukraińskie dzieci, "zabiorą inne dzieci". Jeśli Rosja naruszy prawa Ukraińców, "naruszy prawa na całym świecie". Jeśli Ukraina przegra, Putin zbliży swoje wojny do Zachodu. "Putin odczuwa słabość jak zwierzę, ponieważ jest zwierzęciem. Wyczuwa krew, wyczuwa swoją siłę. I zje was na obiad z całą waszą UE, NATO, wolnością i demokracją". - mówi prezydent Ukrainy, który gorzko zauważa, że wielu Ukraińców straciło poczucie egzystencjalnego zagrożenia, natomiast społeczeństwa państw zachodnich zainteresowanie pomocą, tak, jak to miało miejsce jeszcze rok temu.

"Prawie dwa lata po rozpoczęciu wojny na pełną skalę, prezydent Zełenski stracił swój młodzieńczy wigor. Pozostaje jednak przekonany, że Ukraina nie może wycofać się z planu pokonania Rosji. "Najważniejszym obowiązkiem Ukraińca w tej chwili jest bycie na Ukrainie... a dla naszych zachodnich partnerów jest bycie z Ukrainą... Jeśli nie masz siły, to albo odejdź, albo zrezygnuj. My się nie wycofamy". Pytanie brzmi, czy mistrz komunikacji z 2022 roku zdoła przekonać resztę świata do podzielenia tego przekonania." - konkludują dziennikarze.

W tym miejscu należy odnotować, że opinie żołnierzy państw zachodnich zaczynają coraz bardziej rozjeżdżać się z działaniami i opiniami części polityków europejskich. Po ostrzegawczym wywiadzie, którego na początku grudnia udzielił generał Marc Thys, były dowódca armii belgijskiej, w którym ostrzegał przed niskimi zapasami amunicji, do nieco podobnych apeli dołączyli oficerowie z Niemiec i Holandii. W Niemczech inspektor wojsk lądowych generał Alfons Mais skrytykował kiepskie wyposażenie Bundeswehry, a niektóre poruszone w raporcie informacje podały media.

"(...) Zdaniem inspektora armii Alfonsa Maisa, projekt nowej brygady [rozlokowanej na Litwie] nie może zostać zrealizowany bez miliardowych inwestycji, ponieważ w przeciwnym razie Bundeswehra zostałaby znacznie osłabiona w swoich zadaniach w Niemczech. W liście Mais zwraca się do generalnego inspektora Carstena Breuera i żąda, aby ministerstwo pilnie rozważyło inwestycji w projekt, mimo że planowanie brygady dopiero się rozpoczęło. Jako powód podaje niepewną sytuację armii. "Niestety, nie mogę powstrzymać się od ponownego podkreślenia, że wyposażenie armii jest obecnie więcej niż na granicy, w stosunku do jej zadań od 2025 r. i będzie nadal niedofinansowane w przyszłości pomimo wszystkich pozytywnych wysiłków" - napisał Mais. "Kołdra jest po prostu za krótka". - dodał generał. Rzeczona "granica" oznacza, że w tej chwili armia niemiecka posiada zaledwie 60% zapasów we wszystkich kategoriach.

Natomiast generał porucznik Martin Wijnen, odchodzący dowódca Królewskiej Armii Niderlandów, wprost ostrzega przed możliwością konfliktu z Rosją. Jednak o ile media skupiły się na jednej części wypowiedzi generała, to chcę zwrócić Państwa uwagę na inną, znacznie, z naszego polskiego punktu widzenia, ważniejszą. "Wijnen powiedział, że Holandia powinna brać przykład z krajów takich jak Szwecja, Finlandia, kraje bałtyckie. Kraje, które graniczą z Rosją lub są blisko niej, są lepiej przygotowane na wybuch wojny. "Holandia musi nauczyć się, że całe społeczeństwo musi być przygotowane na to, że coś pójdzie nie tak" - powiedział generał. Dla ludności cywilnej oznacza to posiadanie zapasów żywności i wody pitnej na wypadek zagrożenia. "Holandia nie powinna myśleć, że nasze bezpieczeństwo jest zagwarantowane, ponieważ jesteśmy oddaleni o 1500 kilometrów". - czytamy.

Tak, nie jesteśmy nadal przygotowani jako społeczeństwo, na to co może się wydarzyć, a co wynika między innymi z oceny szerokiej fali bezrefleksyjnych i prześmiewczych komentarzy, jakie pojawiły się po przelocie 29 grudnia, najprawdopodobniej rosyjskiej, rakiety nad wschodnimi powiatami naszego kraju. Nietrudno zauważyć, że większość tych opinii, w zasadzie wpisywały się w obowiązujący, a niestety dezinformacyjny, trend usypiania czujności społecznej. Pojawiające się przecież pytania o bezpieczeństwo społeczne to problem dla rządu, dla którego hasło "dorżnąć watahę" przesłania ocenę rzeczywistości. Przecież można powiedzieć, że nie jest to ani Nowy Rok 1945 roku, ani nie jesteśmy, przynajmniej na tę chwilę oficjalnie - jak wtedy - sami. Najważniejsza jest przecież sprawa telewizji oraz kto w niej występuje, prawda?


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024