Zdjęcie: Wikipedia
23-07-2024 09:30
"Gdybym pociągał sznury wielkich dzwonów
To bym z nich dobył najwyższego tonu
I biłbym, biłbym na trwogę
A dzwoneczkami na błazeńskiej czapce
Swój kaduceusz mając za doradcę
Kogóż przestrzec ja mogę"
Słowa powyższe śpiewał Jacek Kaczmarski, w pieśni o Stańczyku, którego historyczna postać była autorem często przywoływanego w polskich pracach cytatu „gadzina skórę zmienia, a przecież kąsa jednako….”, a który miał zostać wygłoszony w dniu 10 kwietnia 1525 roku, kiedy to odbył się hołd pruski. Jako ilustrację dzisiejszego komentarza, wybrałem reprodukcję jednego z moich ulubionych obrazów Leona Wyczółkowskiego - jakby to dzisiaj powiedziała młodzież - "covera" oryginalnego obrazu Jana Matejki. Wybrałem dlatego, gdyż stoi za nim również bardzo konkretna historia, w pewnym sensie stanowiąca tło dla dzisiejszych rozważań.
W tym dość płaskim horyzoncie perspektyw obywatela obszaru byłej I Rzeczpospolitej, trzy wydarzenia minionych dni zwróciły moją uwagę. Pierwsza to piątkowy szok, zwłaszcza świata zachodniego, w momencie globalnej awarii komputerów. Stanęły lotniska, wstrzymano emisję programów telewizyjnych, były problemy z bankami i tak dalej. To czy rzeczywiście była to wina programistów zabezpieczeń, czy też źródłem było innego typu zdarzenie, powinno zmuszać do wyciągnięcia zasadniczych wniosków. Istotny jest pewien dzwonek alarmowy. Jest nim oczywiście cyberbezpieczeństwo i tutaj, jak wiadomo Polska akurat ma dość dobre osiągnięcia, w tym powstania osobnej siły zbrojnej w postaci Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni.
Niemniej jednak, jak na całym świecie, notujemy różne wpadki na tej drodze, gdyż świat cyfrowy zmienia się z sekundy na sekundę. Stąd my, obywatele, jako z reguły najsłabsze ogniwo w tym środowisku, powinniśmy zadbać także o własne cyberbezpieczeństwo. Pod względem rozwoju technologicznego znajdujemy się wszak na drodze bez odwrotu, uzależnieni od sieci komputerowej, a szczególnie od zasilającego ją prądu. Na naszym portalu szczególną wagę przywiązujemy do kwestii współpracy energetycznej w naszym regionie.
Tak więc również w minionym tygodniu pojawiło się porozumienie w sprawie rozwoju polsko-litewskiego łącza energetycznego Harmony Link, który w przyszłości będzie dodatkowym zabezpieczeniem dla połączenia państw bałtyckich z europejską siecią energetyczną, gdyż już w lutym 2025 państwa te opuszczają sieć BRELL. Ten krok jest jednym z ostatnich kroków odcinających rosyjsko-sowiecką pępowinę energetyczno-historyczną i tym samym dokończeniem pełnego powrotu państw bałtyckich do europejskiej przestrzeni. Z kolei Ukraina przeciera szlak wprowadzenia zdecentralizowanego systemu energetycznego, opartego na sieci małych siłowni gazowych. W naszym kraju, w którym jesteśmy zależni od działania 55 elektrowni cieplnych i kilkunastu pomniejszych hydroelektrowni, takie tory zabezpieczenia energetycznego mogą wydawać się warte rozważenia.
Drugim zdarzeniem, na który warto zwrócić uwagę to następne wężowe ruchy reżimu Łukaszenki. Najpierw południowoamerykańska wycieczka premiera Hałouczenki, której przedstawiliśmy Państwo jedną jego część, czyli wizytę w Wenezueli, oszczędzając opisu następnych przystanków w Nikaragui i na Kubie, gdyż przebiegały podług podobnych schematów i tymi samymi rezultatami, tzn. deficytowego w rachunku końcowym, handlu wymiennego, który nie wnosi do gospodarki żadnych istotnych wartości, a jest tylko propagandową wydmuszką ideologiczną. Natomiast dodam, iż według opinii brytyjskiego ośrodka ISW, trasa Hałouczenki pokrywała się z późniejszą o jeden dzień, trasą Wiaczesława Wołodina, przewodniczącego rosyjskiej Dumy. "Wizyty Wołodina w Nikaragui i na Kubie nastąpiły bezpośrednio po wizytach białoruskiego premiera Ramana Hałouczenki w Wenezueli, na Kubie i w Nikaragui, podczas których Hałouczenka podpisał wiele dwustronnych umów gospodarczych i handlowych, prawdopodobnie w ramach rosyjskich planów, które wykorzystują Białoruś, aby pomóc Rosji uniknąć sankcji." - czytamy w analizie ISW.
I rzeczywiście w świetle zaostrzenia w lipcu sankcji UE wobec Białorusi warto rozpatrywać następne zdarzenia. Nowy minister spraw zagranicznych Maksim Ryżankou, jednego dnia z uśmiechem twierdzi, że polskie wysiłki w Chinach celem wpłynięcia tego ostatniego kraju na działania Białorusi spaliły na panewce, a sekunduje mu w osobnym przekazie szef białoruskiego sztabu generalnego, gen. Paweł Murawiejka, twierdząc, że "białoruską i chińską armię łączy „żelazna przyjaźń”", podkreślając znaczenie wspólnych ćwiczeń na granicy, a które w dość przesadzony sposób zostały rozdmuchane przez nasze media.
Natomiast już w następnych dniach, Ryżankou obniżył tonację wypowiedzi, i powoływał się nawet na swoje polskie pochodzenie. Kierowany przez niego MSZ podjął inicjatywę rozszerzenia ruchu bezwizowego dla 35 państw europejskich, przy czym dzień później przychodzi groźne memento w postaci opublikowania orzeczenia kary śmierci wobec obywatela Niemiec, oskarżonego przez reżim o szpiegostwo. Sam Łukaszenka miota się między rzucaniem gromów na własne społeczeństwo, bo szuka ono pomocy władz w obliczu kataklizmu, a z drugiej strony chce znaleźć „sposoby współpracy” z Unią Europejską.
"Czy dzisiejsze oświadczenie Łukaszenki może świadczyć o tym, że oficjalny Mińsk jest gotowy do korekty swojej polityki? Teoretycznie tak. Ale korekta musi być znacząca, aby osiągnąć wyniki. Same „środki kosmetyczne” oczywiście nie wystarczą. Jednak jak dotąd nie widzimy żadnych przekonujących dowodów takiej korekty. Pojedyncze stwierdzenia, które można interpretować w dowolny sposób, nie mają znaczenia. Sporadyczne wskazówki dotyczące poszukiwania „ścieżki współpracy” z UE mogą jednak wskazywać na pewne procesy zachodzące w głębi reżimu. Możliwe, że jeśli to nie są tylko puste słowa, wkrótce przejdzie od słów do czynów. W przeciwnym razie wszystkie życzenia dotyczące dywersyfikacji eksportu dzięki UE pozostaną niespełnionymi marzeniami." - napisał publicysta Ihor Lenkiewicz.
Temu oczywiście mają służyć pierwsze ułaskawienia przez reżim więźniów politycznych i zapowiedź następnych. Tutaj rola polskiego żądania w sprawie wydania mordercy sierż. Mateusza Sitka, a także wypuszczenia więźniów politycznych, w tym Andrzeja Poczobuta, pełni rolę kluczową. Jak się wydaje, o ile nie nastąpi interwencja kremlowskiego suwerena Łukaszenki, a co zapewne też jest odważnikiem na szali wagi gry, to można byłoby spodziewać się pewnej zmiany. Nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z zimnym wyrachowaniem dyktatora, na którego 30-leciu rządów, pojawiają się coraz większe pęknięcia.
Wreszcie trzecie wydarzenie, które w mojej ocenie jest symptomatyczne. Pierwsza rzecz, którą warto zauważyć, to fakt, że często zmianę zdania jednego z głównych sojuszników, można dostrzec, poprzez działania innych współgraczy. W minionym tygodniu pojawił się w niemieckich mediach "przeciek" o litewskiej propozycji planu "B" w sprawie opóźnienia rozlokowania brygady niemieckiej na terenie kraju, rzekomo ze względu na opóźnienia w budowie obiektów infrastrukturalnych. Litewski minister obrony zaprzeczył takiej interpretacji i najprawdopodobniej jest to prawda, gdyż należy zauważyć, że Litwa w ciągu pół roku otworzyła już trzecią bazę wojskową. Ze względu na panującą w litewskiej przestrzeni ciszę na ten temat, należy więc ocenić to o czym się nie mówi. Otóż wygląda to tak, że ów przeciek dziwnie zbiega się z wcześniejszymi informacjami mediów niemieckich o braku gotowości właśnie strony niemieckiej nawet do powstania brygady: występują braki osobowe, jak i sprzętowe.
Natomiast osobna rzecz to już informacja z weekendu o przygotowywaniu przez Litwę umowy o ścisłej współpracy strategicznej z Niemcami. Założenia tej umowy są, oględnie mówiąc, rzeczywiście nierealne i to nawet nie ze względu na dość wygórowane litewskie pragnienia, ale niemieckie postrzeganie państw bałtyckich. I owszem z polskiego punktu widzenia, ta informacja powinna wzbudzić nasze zdumienie: bo gdzie najbliższy sojusznik geograficzny i historyczny Litwy, czyli Polska? Owszem, o bliskiej współpracy Litwy z Polską, jeszcze przebąkiwano w czasie 30 rocznicy zawarcia Traktatu między Litwą a Polską o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy, a która przypadła 26 kwietnia. Ale później nastąpiła cisza.
"W obliczu tego, co dzieje się w Waszyngtonie, Niemcy stają się zdecydowanie dominującą siłą w Unii Europejskiej i w europejskim filarze NATO." - powiedział Žygimantas Pavilionis, szef Komisji Spraw Zagranicznych Seimasu. Cóż, to dość dziwne w mojej ocenie mniemanie (vide poprzednie opinie ws. obecności USA), w połączeniu z polską optyką może dowodzić dwóch oczywistych rzeczy. Litwa obawia się zwycięstwa i w rezultacie tego, późniejszych decyzji Trumpa w sprawie Ukrainy, a po drugie, Wilno doszło do wniosku, że w Warszawie panuje podobna zmiana zdania. Dodatkowo nasze polityczne problemy wewnętrzne i widoczna zależność od berlińskiego "ja", tylko temu sprzyjają. I jest jeszcze jeden, niebagatelny czynnik, który mógł stać za takim ruchem władz litewskich. To co raczej nie dociera do polskich odbiorców, to fakt, że od ponad miesiąca trwa aktywna promocja obecnego ministra spraw zagranicznych Gabrieliusa Landsbergisa na stanowisko komisarza KE. I trzeba przyznać, że działa na tym polu bardzo aktywnie, włączając w to nawet prowadzenie rozmów z opozycjonistami politycznymi. Tak więc propozycja komisji sejmowej mogłaby być swoistą kartą atutową dla obecnych starań Litwy.
Jakkolwiek jest rzeczywiście, w mojej ocenie, propozycja litewska w obecnej sytuacji - a jesteśmy przed wyborami na Litwie, natomiast już za parę miesięcy zacznie się faktyczny okres przedwyborczy w Niemczech - pozwala przypuszczać, że do podpisania tak ścisłego i wieloaspektowego porozumienia, nawet deklaratywnego, nie dojdzie w najbliższym czasie. Zwłaszcza, że już samo porozumienie o relokacji brygady niemieckiej stało się sporym obciążeniem politycznym dla Niemiec. Tym bardziej warto dostrzegać takie możliwości i proponować nasze własne rozwiązania. I choć przeszkód jest wciąż więcej, to w przypadku wykazania pewnej odwagi, byłoby to z kolei naszą wspólną kartą atutową. Jednakże potrzeba do tego umiejętności o której wspominałem w minionym tygodniu: suwerennej świadomości. Co zostawiam Państwu do rozważenia.