geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: James Peacock unsplash.com

Co mi Panie dasz?

Michał Mistewicz

11-01-2022 09:50


...W ten niepewny czas? Jakie słowa ukołyszą Moją duszę, moją przyszłość Na tę resztę lat? - te słowa piosenki zespołu "Bajm", nabrały w ostatnich latach nowego znaczenia. Słowa piosenki, która powstała w 1983 roku, w którym wciąż do 22 lipca formalnie trwał w naszym kraju stan wojenny, opisywały niepewność jutra, w państwie zależnym od woli Kremla, a jednocześnie opisywały nasze echa pamięci: świadomość znaczenia wolności i niepodległości. Trudności naszych czasów znów przywołały tamte słowa nie tylko w pandemicznej aranżacji muzyka Adama Sztaby, ale także w postaci naszych własnych pytań, które pojawiły się w ostatnim czasie z nową siłą. Przeanalizujmy źródła obecnego lęku i niepokoju.

O tyle jest to ważne, że niepokój ten jest obecny we wszystkich krajach naszego regionu, w tym także w państwach bezpośrednio nie graniczących z Rosją. W powszechnej świadomości zawarł się obraz rozmów USA oraz NATO i OBWE z Rosją "w atmosferze eskalacji z pistoletem przystawionym przez Rosję do głowy Ukrainy", jak to określił sekretarz stanu USA Anthony Blinken. Ale wiemy też, że jeżeli ten pistolet wypali, to co najmniej zrani całą Europę. Pierwszym z tym lęków jest historyczna lekcja Jałty, a w przypadku naszego kraju - dodatkowo wcześniejszej konferencji wielkiej trójki w Teheranie. W pewnym sensie pożywką dla takich obaw stał się m.in. artykuł Lorena B. Thompsona z Instytutu Lexington.

"Administracja Bidena ciężko pracuje nad zbudowaniem koalicji europejskich partnerów, którzy byliby w stanie powstrzymać Rosję przed inwazją na Ukrainę. Stolice państw sojuszniczych mówią wszystko, co trzeba, ale jeśli dobrze się wsłuchać, nietrudno wyczuć wiszącą nad tymi wysiłkami aurę desperacji. Waszyngton wie, że żaden z Europejczyków nie jest skłonny walczyć o suwerenność Ukrainy, a Europejczycy wiedzą, że Waszyngton też tego nie zrobi."

W dalszej części artykułu Thompson zauważa, że Putin nie chce okupować Ukrainy, ale chce ją zneutralizować jako zagrożenie militarne. Tutaj warto wtrącić pewną uwagę, którą usłyszałem dawno temu: Putin jako część tłumaczenia sposobów realizacji swoich celów na użytek wewnętrzny , sprytnie, bez wypowiadania na głos, wykorzystuje zasadę wpajaną oficerom w rosyjskich akademiach wojskowych "nie wolno dopuścić do powtórzenia się 22 czerwca 1941 roku" czyli zaskoczenia, a w tym rozumieniu oddalenia niebezpieczeństwa od granic Rosji. Wracając do artykułu autor wspomina o krążącej opinii dyplomatów o planach Putina wskrzeszenia dawnego ZSRR.

"W końcu faktyczna inwazja i okupacja kraju wielkości Ukrainy może być kosztowna zarówno pod względem pieniędzy, jak i istnień ludzkich - i to jeszcze zanim dojdziemy do sankcji, które nieuchronnie nastąpią. Tak więc Biden i spółka mogą prawdopodobnie wybrnąć z sytuacji, milcząco zgadzając się na żądania Putina, nie wyrażając ich wprost. Żadnego członkostwa w NATO, żadnych baz, minimalna pomoc wojskowa. Putin może nadać temu rezultatowi dowolny wydźwięk, podczas gdy administracja utrzymuje, że nie podjęto żadnych formalnych zobowiązań. W ten sposób kryzys zostałby zażegnany, a Biden mógłby powrócić do spraw wewnętrznych, które prawdopodobnie zadecydują o losach jego administracji." - kończy swój artykuł Thompson.

"Ale ten paraliżujący strach przed tym, jak Kreml może pogorszyć sytuację, wystarczająco długo trzymał amerykańską politykę jako zakładnika. Była to dźwignia wykorzystywana do rozmyślnego schwytania, szukającego logiki prezydenta Obamy, by nie zrobił wystarczająco dużo, by spowolnić ponowną projekcję rosyjskiej siły w Syrii, Libii, przez Bliski Wschód, na Ukrainę, w cyberprzestrzeń, daleko poza nią." - napisała Molly McKew specjalistka w temacie rosyjskich wpływów i wojny informacyjnej.

"Nie trzeba wiele wysiłku, aby rozejrzeć się dookoła i zrozumieć, że demokracja przeżywa kryzys, że wolny świat znajduje się w punkcie krytycznym. W kraju i za granicą, demokracje walczą o swoją tożsamość, przytłoczone paraliżującymi atakami dezinformacyjnymi, powolne w konfrontacji z kryzysami strukturalnymi, które muszą zostać przezwyciężone. I choć jest to problem globalny - to poczucie wycofywania się rządów demokratycznych - niewielu jest takich, którzy twierdziliby, że chaos w Ameryce nie jest zarówno symptomem, jak i przyczyną tego zamieszania." - konstatuje McKew wyrażając kolejny powód tego wspólnego lęku - kryzys demokracji i społeczeństw zachodnich. Ale jak słusznie zauważa amerykańska ekspertka, już widać zręby zachodniego ruchu obrony przed zakusami Kremla.

"Ramy dla odnowionego męstwa zaczęły nabierać kształtu. Tworzą je Finlandia i Szwecja, które rozważają członkostwo w NATO w odpowiedzi na agresję Moskwy. Tworzy je Dania, która zapowiedziała, że przyjdzie bronić krajów bałtyckich, jeśli Rosja ruszy przeciwko nim. Tworzy ją Estonia oferująca broń Ukrainie, gdy ujrzała, co się zbliża. Tworzy ją Litwa, która za wielką cenę oparła się jednoczesnej rosyjskiej i chińskiej agresji, aby stanąć po stronie właściwych zasad i wartości. Tworzą ją Ukraińcy, którzy nie ustaną w walce o wolną Ukrainę. Tworzą ją Brytyjczycy, którzy sprzeciwiają się bezprawnym roszczeniom terytorialnym Kremla. Tworzy ją ciche, ale konsekwentne wsparcie Kanady dla Ukrainy i krajów bałtyckich. Tworzą ją wszyscy Amerykanie pracujący w całym regionie, aby przygotować naszych sojuszników i partnerów, i którzy będą z nimi walczyć, niezależnie od tego, co się wydarzy.(...) Musimy być gotowi na konceptualizację tego, jak wygląda pokonanie agresji Putina, a nie tylko pogodzenie się z nią, ponieważ staje się jasne, że może to być jedyny sposób na powstrzymanie wzrostu znaczenia sieciowego autorytaryzmu, którego rdzeniem stał się Kreml. Musimy stać się rdzeniem tej kontr-siły. Musimy to zrobić teraz, zanim koszty staną się jeszcze wyższe i zanim oceany, na które patrzymy, będą mierzone krwią, a nie odległością."

Mocno napisane, ale trzeba też zdawać sobie sprawę, z tego, że dyplomacja jest światem słów szukających porozumienia. Na tę chwilę dyplomacja USA kierowana przez Antony Blinkena przedstawiła możliwe kwestie negocjacyjne.  Blinken powiedział, że istnieją podstawy do odnowienia traktatu o rakietach nuklearnych średniego zasięgu z Rosją, z którego wycofała się administracja Trumpa i o które naruszenie USA oskarżają Rosję. „Podobnie istnieją porozumienia w sprawie rozmieszczenia sił konwencjonalnych w Europie, dotyczące takich rzeczy jak zakres i skala ćwiczeń, które, jeśli będą przestrzegane na zasadzie wzajemności – to znaczy, że Rosja wywiązuje się ze swoich zobowiązań, które są wielokrotnie łamane – wtedy istnieją podstawy do zmniejszania napięć, tworzenia większej przejrzystości, tworzenia większego zaufania, a wszystko to rozwiałoby obawy, które rzekomo ma Rosja" – mówił Blinken.

A Rosja ma obawy wobec wszystkich, jednocześnie strasząc wszystkich sąsiadów bliższych i dalszych."Cały europejski system bezpieczeństwa jest kwestionowany i zagrożony działaniami Rosji. Jako stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ Rosja powinna czuć się szczególnie odpowiedzialna za przestrzeganie zasad ONZ" - mówił wczoraj szwedzki minister obrony Peter Hultqvist.

Wtóruje mu dowódca szwedzkich sił zbrojnych, który w wywiadzie stwierdził, że "szwedzka strategia bezpieczeństwa zostałaby całkowicie podważona, gdyby NATO zgodziło się powstrzymać od dalszej ekspansji i ograniczyć część swojej działalności w Europie, jak żąda tego Rosja", powiedział generał Micael Byden dodając: "Dążymy do tego, aby stać się silniejszym siłą obronną we wszystkich kategoriach i rozwijać obronę ogólną. Ale to zależy od rozwiniętej współpracy międzynarodowej".

Identyczne zdanie dotyczące rosyjskich żądań ma Katarzyna Pisarska z Warsaw Security Forum cytowana przez media łotewskie. "Ta lista postulatów jest całkowicie nie do zaakceptowania, ponieważ podważa europejską architekturę bezpieczeństwa, która od 1991 r. przynosiła regionowi dobrobyt, demokrację i stabilność. Przyjęcie któregokolwiek z żądań Rosji podważyłoby system. (...) Rosja próbuje grać złymi kartami, bezwstydnie blefując, mając nadzieję, że wyciągnie z tego cokolwiek za darmo" – powiedziała Pisarska. Uważa, że ​​Zachód powinien już teraz zwiększyć presję na Rosję, dając jasno do zrozumienia, że ​​Ukraina otrzyma wszelkie niezbędne wsparcie, mimo że wojska NATO nie postawią stopy na ukraińskiej ziemi.

Kolejną obawą jest to czym żyją europejskie społeczeństwa w ostatnich tygodniach: cenami gazu. "Wszystko zależy od tego, jak zjednoczona jest Unia Europejska i czy Unia Europejska nie złamie lub nie zmieni swoich zasad w interesie Gazpromu i Rosji. Jeśli tak się stanie, to możemy mówić o głębokim podważeniu porządku prawnego Unii Europejskiej z nieprzewidywalnymi konsekwencjami" – zwraca uwagę Wołodymyr Omelczenko, dyrektor programu energetycznego Centrum Razumkowa. Według niego w takim wypadku "będzie to oznaczać, że Gazprom otrzyma nowy powód do podjęcia działań przeciwko Unii Europejskiej i zmuszenia jej do tańca zgodnie z regułami określonymi na Kremlu."

Ale ta sprawa nie jest taka prosta. Jeszcze przed świętami Patrick Wintour dla The Guardian napisał artykuł o wiele mówiącym tytule "Nord Stream 2: jak rurociąg Putina sparaliżował Zachód". "Saga o Nord Stream 2, gazociągu między Rosją a Niemcami biegnącym po dnie Bałtyku, utknęła na tak długo, że przyrównano ją do walizki na lotnisku bez uchwytu – niemożliwej do porzucenia i niemożliwej do przeniesienia. Większość oryginalnej obsady postaci – Jean-Claude Juncker, Angela Merkel, Matteo Renzi, David Cameron, Petro Poroszenko – opuściła scenę polityczną. Tylko jeden polityk przeżył całą historię: Władimir Putin, prezydent Rosji, mistrz dzielenia i rządzenia."

Autor analizuje w artykule wpływ geopolitycznego projektu gazowego Putina na zachodnią politykę. A dotyczy to zwłaszcza polityki niemieckiej, w której minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock musi spierać się nie tylko z koalicjantami, w tym kanclerzem, ale także społeczeństwem, które według badania opinii publicznej w 60% chce zakończenia projektu i uruchomienia dostaw gazu przez Rosję. "Niezbędne jest wzmocnienie niezależności naszych europejskich dostaw energii” – powiedziała wczoraj o gazie Baerbock. Jednak już jej szef, kanclerz Niemiec Olaf Scholz, o czym nadmieniałem już poprzednio, wybiera się jeszcze w tym miesiącu do Moskwy, gdyż budowanie relacji z Federacją Rosyjską jest ważną kwestią, którą, jak to określił, chce zająć się osobiście.  

"Problem jest inny w mojej ocenie. W czasie zimnej wojny, czy był pan w Portugalii, Hiszpanii, czy we Francji, czy w Niemczech Zachodnich, zagrożenie było takie samo, gdyby doszło do  konfliktu to wszyscy byliby tym konfliktem dotknięci.(...) To co się stało na skutek końca zimnej wojny, zjednoczenia Niemiec, rozszerzenia NATO, to jest to, że to poczucie bezpieczeństwa się zregionalizowało. To znaczy że jeśli jestem w Rydze, w Warszawie czy Bukareszcie, to wszyscy tu widzą Rosję, dlatego gdyż jest to ten region i to jest to widzenie zagrożeń w tym kontekście historycznym i w tym kontekście co Rosjanie sobą reprezentują. Niemcy nie są już państwem frontowym, Niemcy mają państwa flankowe, które oddzielają Niemcy od Rosji, a Francja zajmuje się Morzem Śródziemnym i Sahelem. Ta regionalizacja według mnie rozkłada wszelkie możliwości konsensusu na temat tego co Sojusz powinien robić." - zauważa prof. Andrew Michta w rozmowie z Jackiem Bartosiakiem. I jest to kolejny rodzaj lęku - przed brakiem zrozumienia pojęcia naszego zagrożenia przez naszych sojuszników, a które niesie jakiekolwiek ustępstwo na rzecz putinowskiej Rosji.

Kończąc muszę zwrócić uwagę, że w tym całym światowym zamieszaniu, także nasz kraj szczególnie podlega wpływowi obaw i strachu. Nie tylko chodzi o podziały wewnętrzne społeczeństwa, czy o realizowanie wpływów zewnętrznych graczy przez umiejętne rozgrywanie błędów reform krajowych i nadmuchiwanie ich do niebotycznych rozmiarów. Ta właściwa obawa dotyczy braku rozpoznania, co jest właściwym zagrożeniem dla istnienia nas samych w tej przestrzeni, tu i teraz.

Czy będziemy potrafili połączyć obraz cienkiej biało-zielonej linii z naszej granicy wschodniej z obrazami, które widzieliśmy często na zdjęciach przodków, w  materiałach archiwalnych telewizji i kina, z obrazami wiszącymi w naszych domach i muzeach, a wreszcie połączyć z naszym narodowym doświadczeniem historycznym. Tylko w ten sposób, będziemy potrafili odnaleźć spokój i rozsądek aby odpowiedzieć kolejno tak na lęki krajowe, jak i nierealne życzenia Moskwy. To carski premier Siergiej Witte, feralnego lata 1914 roku powiedział: "Czego może oczekiwać Rosja? Może przyrostu terytorialnego? Ziemie Jej Imperatorskiej Wysokości wystarczająco są przecież rozległe...".


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024