Zdjęcie: Pixabay
14-09-2021 15:00
"Na wojnie, jak w życiu, wszystko polega na próbie odgadnięcia czego się nie wie, w oparciu o to, co się wie; to właśnie nazywam "zgadywaniem, co jest po drugiej stronie pagórka" - powiedział kiedyś książę Wellington, jeden ze zwycięzców w bitwie pod Waterloo.
Trzeba przyznać, że pomimo tego całego skoku technologicznego w wojsku, który nastąpił od czasów wojen napoleońskich, a więc na przykład pojawieniu się doskonałej jakości map elektronicznych, wszelkiego rodzaju rozpoznania fotograficznego, satelitarnego, te słowa nie straciły na znaczeniu. Bo jesteśmy świadkami czasów, kiedy to znaczenie "zgadywania, co jest po drugiej stronie pagórka" dotyczy szczególnie przewidywania decyzji politycznych, które przekładają się na działania militarne.
Miniony tydzień dostarczył nam kolejnych przykładów na potwierdzenie tej sentencji. Spotkanie Putina z Łukaszenką w Moskwie przebiegło po części w znanych torach, a więc powiększającą się zależnością Białorusi od Rosji. Jak się jednak okazało z parodniowym opóźnieniem, to nie ta część rozmów obu polityków poprzedzająca konferencje prasową była istotna, a na niej skupiła się uwaga mediów. Ta pierwsza część rozmów dotyczyła spraw, które były przewidywalne i zapowiedziane wcześniej wielokrotnie. Istotna dla biegu przyszłości losów Białorusi, była część druga, o której znamy w większości relację samego Łukaszenki.
A jak powiedział, przez 3-3,5 godziny z 8 godzin spotkania obaj byli zaangażowani w rozmowę o obronności i bezpieczeństwie. Miało przełożyć się to na decyzję o otrzymaniu nowego rosyjskiego uzbrojenia, w tym systemów obrony przeciwlotniczej S-400, które, jak to oznajmił Łukaszenka, mają być rozmieszczone przy granicy z Ukrainą. Wraz z innymi decyzjami wojskowymi, a więc między innymi tworzeniu się nowego, wspólnego z Rosją, ośrodka szkoleniowego wojsk obrony przeciwlotniczej przy granicy z Polską stawia to oczywiste ramy dla kolejnego rozszerzenia, de facto rosyjskiej, strefy A2AD na wschodzie.
Także w tematykę Ukrainy wpisują się coraz częściej pojawiające się - niepokojące z naszego punktu widzenia - wypowiedzi i artykuły w mediach po drugiej stronie Atlantyku, na co zwrócił uwagę Marek Budzisz.
"Dlatego w naszym najlepszym interesie, jeśli nie w naszej naturze, jest pozwolenie innym narodom na uporządkowanie ich spraw wewnętrznych według własnego uznania, zamiast próbować dopasowywać ich do wędzideł i ogłowia geopolitycznych ambicji Ameryki. Ten kurs, jak niezmiennie pokazuje historia, kończy się rozczarowaniem." - cytowany artykuł Nicolaia N. Petro, profesora politologii Uniwersytetu Rhode Island, eksperta ds. Ukrainy, sprowadza się we wnioskach do pozostawienia Ukrainy samej sobie.
"Nawiązanie choć nie wprost, w końcowej fazie artykułu, do amerykańskich niepowodzeń w zakresie przebudowy państw i rozgoryczenia wywołanego porażkami takich zabiegów w Iraku i Afganistanie, jest oczywiście zamierzone. Chodzi w tym wypadku o zbudowanie u czytającego słowa Nicolaia N. Petro, amerykańskiego odbiorcy, iż w gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy między Afganistanem a Ukrainą. Obydwa państwa są nieistotne z punktu widzenia interesów Stanów Zjednoczonych, kulturowo obce i zaangażowanie w ich sprawy może prowadzić jedynie do kolejnych rozczarowań." - konkluduje Marek Budzisz, zastrzegając, że niewykluczone, że mamy do czynienia z inspirowaną przez Moskwę kampanią medialną mająca przekonać Zachód o niecelowości angażowania się w ukraińskie sprawy. .
Jak wiemy takich głosów jest wiele w ostatnim czasie. Sam prezydent Zełenski został zapytany podczas wywiadu w CNN, czy nie obawia się, że śladem Afganistanu, także Ukraina zostanie opuszczona przez USA. Zełenski odpowiedział, że uważa porównanie sytuacji na Ukrainie i w Afganistanie za błędne.
„Ukraina nie jest zależna od Stanów Zjednoczonych, tak jak zależał Afganistan. I naprawdę wierzę, że w ciągu kilku dni, 5-7, nie da się zdobyć tak dużego kraju. W 2014 roku nie mieliśmy obcego sprzętu wojskowego, z wyjątkiem własnego i własnego wojska. Ale była fala ochotników i wysiłek ludzi, których połączyło pragnienie obrony swojego kraju. Nie było nikogo innego. Ale nie tylko przez 4 dni, ale przez 7 lat Federacja Rosyjska nie zdobyła Ukrainy” - mówił prezydent Ukrainy.
I kończąc jakże ważny także z polskiego punktu widzenia temat Ukrainy warto przytoczyć zdanie, które pojawiło się w artykule Adriana Hoefera z Atlantic Council: "Realiści muszą być realistami, zdając sobie sprawę z tego, co robią wielkie mocarstwa. Biorąc pod uwagę wrogie zamiary Kremla, w długoterminowym interesie Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników z NATO leży kontynuowanie współpracy z Ukrainą w celu przystąpienia do NATO. Ukraina jest atutem w rywalizacji z Moskwą. Co ważniejsze, jeśli Ukrainie uda się powiązać z Zachodem, może to przekonać Moskwę do uczynienia tego samego".
Podsumowując omawiane wyżej tematy, musimy zawsze mieć przed oczami rzecz niezbędną: umiejętności i sprawność polityków do kreowania swoich wizji. Tutaj przykładem niech będzie zachowanie Napoleona w okresie oczekiwania strategicznego, w ciągu kilku dni przed bitwą pod Austerlitz, jednego z najdonioślejszych zwycięstw militarnych XIX wieku.
Napoleon przygotowania do swojego świetnego zwycięstwa zaczął od działań psychologicznych: napisał list do cara w tonie pojednawczym, zwracając się do niego "Sire" czyli jak wasal do swojego suwerena. A na koniec prawdziwym majstersztykiem okazało się spotkanie Napoleona z księciem Dołgorukim, który przyjechał jako parlamentariusz cara do obozu wojsk francuskich. Napoleon wyszedł na spotkanie z księciem, niechlujnie ubrany w pomiętym mundurze, a w trakcie rozmowy sprawiał wrażenie człowieka słabego i niezdecydowanego, prosił o ustępstwa, by wreszcie sprawnie zakończyć rozmowę na nic się nie zgadzając. W efekcie Napoleon uzyskał to czego chciał: omamiony przebiegiem rozmowy Dołgoruki przekonał cara, że Bonaparte jest w słabej kondycji, podobnie jego armia i że trzeba atakować czym prędzej.
To tylko przykład zachowania sprawnego dowódcy i polityka, a w nawiązaniu do naszej rzeczywistości wiemy, że mamy także do czynienia ze skutecznymi politykami, co zresztą pozostawiam czytelnikom do oceny. Najbliższy czas zapewne zweryfikuje nasze osądy.