Zdjęcie: Pixabay
10-04-2024 08:45
Łukaszenka na kolejnym zwołanym przez siebie posiedzeniu w sprawie rozwoju przemysłu, stwierdził, że w białoruskim przemyśle "brak rąk do pracy". Według Łukaszenki z 27 tys. wakatów w przemyśle przetwórczym 85% (23 tys.) należy do specjalistów. W branży brakuje przede wszystkim ślusarzy, kierowców, operatorów maszyn i spawaczy, przy czym kadra administracyjna i kierownicza, zdaniem Łukaszenki, jest „w sposób oczywisty zawyżona”.
I jak to ten dyktator ma w zwyczaju, zaczął od proponowania rozwiązywania problemu. „W MTZ dział marketingu liczy aż 100 osób. A w magazynach nie ma gdzie przechowywać półrocznego zapasu” – stwierdził. Kolejną propozycją Łukaszenki jest łatanie wakatów emerytami.
„Może już czas, aby rząd pomyślał o przyciągnięciu tych, którzy odeszli – tych samych emerytów. Wśród nich jest wiele osób aktywnych, chętnych do pracy. Nie spieszmy się z 30 tysiącami ludzi, ale znajdziemy kilka tysięcy patriotów, których będziemy mogli wezwać do produkcji. Chętnie przyjdą, będą pracować i przyniosą wielki pożytek jako nauczyciele. Musimy zdecydować, jak ich zainteresować, także finansowo” – stwierdził.
Ponieważ jednak brak głównie młodych specjalistów, więc Łukaszenka już znalazł odpowiedzialnych za tę sytuację: resorty edukacji i przemysłu. Warto też wspomnieć, że Łukaszenka chce, aby przemysł białoruski zapewniał „jakość zbliżoną do japońskiej”. Wymaga to także osiągnięcia wyższego poziomu niezależności technologicznej. Podczas posiedzenia skrytykował także spadek eksportu do krajów spoza WNP, niską jakość i spadek wielkości produkcji niektórych rodzajów produktów.