Zdjęcie: Pixabay
26-05-2025 13:51
Od wczoraj pojawiają się zgłoszenia od obywateli Białorusi mieszkających w Polsce, którzy otrzymują pocztą fałszywe pisma, rzekomo wysłane przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), informujące o anulowaniu ich zezwoleń na pobyt z powodu „zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego”. Treść listów jest niemal identyczna: zarzuty o „nielegalną działalność”, groźba deportacji, obowiązek opuszczenia kraju w ciągu dziesięciu dni. Dokumenty nie zawierały danych osobowych adresatów, nie były opatrzone żadnym urzędową pieczęcią ani sygnaturą i zostały wysłane z Niemiec 14 maja 2025 roku, co samo w sobie wzbudziło podejrzenia.
Fałszywe listy dotarły również do Niemiec. Jego język i forma zdradzają brak znajomości języka polskiego – „Spółka” zapisana jako „Spolka”, brak liter ą, ł, ó. Jak relacjonuje jeden z odbioców, „od razu miałem wrażenie, że pisał to ktoś ze Wschodu, kto teraz mieszka w Niemczech”. Białorusini, którzy otrzymali podobne pisma w Warszawie i Gdańsku, również zgłosili sprawę do inicjatywy Partyzanka i redakcji „Naszej Niwy”. Partyzanka wydała ostrzeżenie: „Bądźcie ostrożni – te listy nie są decyzjami deportacyjnymi ani oficjalnymi dokumentami”. Zalecono zgłaszanie się indywidualnie do ABW w celu ustalenia, kto stoi za oszustwem.
W listach powoływano się na nieistniejące lub błędnie przytoczone przepisy, w tym artykuły 302, 329 i 331 ustawy o cudzoziemcach. Artykuł 331 został dawno usunięty, a inne podane były w zniekształconej formie. Wspomniano także o ustawie „O ochronie Rzeczypospolitej Polskiej” z 21 czerwca 2002 roku, która w rzeczywistości nie istnieje – podana sygnatura odnosi się do zupełnie innego aktu prawnego dotyczącego wyborów samorządowych.
Jeden z adresatów wiadomości, postanowił działać: wysłał zgłoszenie do ABW, a następnie zawiadomił policję. Skontaktował się też z niemiecką pocztą, aby ustalić, skąd faktycznie nadano przesyłki. Zgodnie z odpowiedzią, sprawa jest w toku. Podejrzewa, że celem całej akcji jest sianie chaosu w trakcie trwającej kampanii prezydenckiej w Polsce. „To sposób na wywołanie paniki – Białorusin otrzymuje takie pismo, zaczyna dzwonić, pisać, zgłaszać. Urzędy są przeciążone. Taki jest efekt”, podsumowuje.