Zdjęcie: president.gov.ua
29-03-2022 09:30
„To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca. To dopiero koniec początku…” - słowa Winstona Churchilla wygłoszone po brytyjskim zwycięstwie nad Afrika Korps pod El-Alamein 10 listopada 1942 roku, dość wiernie streszczają sens przemówienia prezydenta Joe Bidena wygłoszonego na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie 26 marca 2022 roku.
Nad samym przemówieniem nie zamierzam się znęcać, doskonale zrobili to już inni, natomiast wypowiedziane zresztą przez amerykańskiego prezydenta słowa o przygotowaniu na długą walkę, muszą i powinny skierować nasze rozważania na tematy tak dobrze nam znane, gdyż już bardzo wyraźnie rysuje się przed nami kolejny egzamin z dojrzałości narodowej, których tak wiele w przeszłości doświadczaliśmy.
Jednak najpierw należy zwrócić uwagę na osobę, które te słowa wypowiadała. Prezydent USA, jest szefem państwa, które w tej chwili jest głównym gwarantem bezpieczeństwa nie tylko w naszym regionie, ale także na całym kontynencie. Jednak jednocześnie jest szefem państwa zamorskiego, którego interesy w innej części naszego globu stoją pod znakiem zapytania. "Wojny zastępcze mają miejsce wtedy, gdy państwo próbuje wpłynąć na wynik konfliktu w innym kraju, udzielając pomocy materialnej jednemu lub kilku walczącym stronom, a jednocześnie ograniczając swój bezpośredni udział w walkach. (...) Jak stwierdził w 1955 roku prezydent Dwight D. Eisenhower, wojny zastępcze to "najtańsze ubezpieczenie na świecie"." - napisał Sam Winter-Levy na łamach "War on the Rocks".
"Rywalizacja wielkich mocarstw zawsze szła w parze z różnego rodzaju wojnami zastępczymi; nie ma powodu, by oczekiwać, że tym razem będzie inaczej, choć amerykańskie narodowe dokumenty strategiczne mają tendencję do bagatelizowania tej rzeczywistości. "Nie jest przesadą" - pisze politolog Daniel Byman - "stwierdzenie, że wszystkie dzisiejsze wojny to w istocie wojny zastępcze". Wojna na Ukrainie nie jest wyjątkiem.(...) Koszty, jakie Rosja poniesie w wyniku trwającej na Ukrainie wojny zastępczej, nie tylko powstrzymają Putina przed atakiem na inne kraje sąsiednie, ale także pokażą rosyjskim elitom, że imperialne fantazje Putina są tylko fantazjami. Dostarczanie broni i wsparcia materialnego może przyczynić się do osłabienia krajowego zaplecza Putina, uszczuplenia rosyjskich budżetów wojskowych i zmniejszenia zdolności Moskwy do projekcji siły za granicę." - zauważa autor.
"W miarę jak rosyjska inwazja na Ukrainę postępuje, Zachód musi mieć jasność co do sytuacji, z jaką ma do czynienia. Prowadzi on obecnie wojnę zastępczą z Rosją, która stwarza bardzo realne ryzyko eskalacji. Zachodni decydenci nie powinni oszukiwać się co do tego, jak paskudne bywają wojny zastępcze. Wspierając w dalszym ciągu siły ukraińskie, administracja Bidena powinna starannie wyważyć swoje wsparcie pod kątem ryzyka wybuchu szerszej wojny, zwłaszcza że drogi dostaw broni stają się coraz bardziej ograniczone. Powinna być przygotowana na to, że w razie potrzeby będzie mogła ograniczyć działania lokalnych sojuszników. W pewnym momencie jej wpływ może pomóc w osiągnięciu porozumienia, które będzie wymagało gorzkich kompromisów, ale może być jedynym sposobem na zachowanie niepodległej Ukrainy, zakończenie cierpienia spowodowanego wojną i zmniejszenie ryzyka szerszego konfliktu. Ostatecznie, jedynymi opcjami gorszymi od wojny zastępczej jest tanie zwycięstwo Rosji na Ukrainie lub bezpośrednia konfrontacja między Rosją a Stanami Zjednoczonymi." napisał we wnioskach Winter-Levy i jak się wydaje te wskazówki były realizowane podczas wizyty amerykańskiej delegacji w Europie.
"Amerykańscy urzędnicy zaznajomieni ze strategią powiedzieli Foreign Policy, że inwazja Rosji nie wymusiła znaczących zmian w dokumencie, co daje administracji Bidena dużą szansę na zrewidowanie amerykańskiej polityki zagranicznej. Stany Zjednoczone widziały, że Rosja od ponad roku telegraficznie zapowiada szerszą inwazję na Ukrainę, a trwająca miesiąc wojna prawdopodobnie uwypukli charakterystykę Kremla jako "poważnego zagrożenia" dla bezpieczeństwa narodowego USA, podczas gdy Pentagon i inne agencje nadal koncentrują się na długoterminowej rozbudowie militarnej Chin." - donosi "Foreign Policy" we wczorajszym artykule o najnowszej odsłonie Strategii Obrony Narodowej USA.
"Pokusą może być twierdzenie, że trudności Rosji na Ukrainie pokazują, że Chiny są nadal właściwym kierunkiem i że Stany Zjednoczone nie będą potrzebowały dodatkowych środków, aby wzmocnić NATO w Europie. Myślę, że to niewłaściwe podejście" - powiedział Hal Brands, profesor stosunków międzynarodowych. "Myślę, że administracja powinna powiedzieć, że inwazja na Ukrainę jest wydarzeniem, które zmienia reguły gry, podobnie jak wojna koreańska, i które wymaga od nas gruntownej rewizji naszej globalnej strategii i poziomu środków, które są na nią przeznaczane" - dodał Brands." - czytamy w artykule.
Jak to wygląda ze strony Ukrainy? "Miesiąc wojny. Długie dni wypełnione krwią, ciężką pracą, łzami i potem. 720 godzin, z których każda ciągnęła się jak dzień, a minuty jak ciężar ostatniego naboju. Czas testów i szczerych odpowiedzi, kiedy wszystko, co sztuczne, jest pomijane, kiedy pozostaje tylko teraźniejszość. Ukraina poddaje się swojej męce na oczach świata, gdy poranek milionów ludzi zaczyna się od wiadomości o kraju, który "nie istniał", i o narodzie, który "nie istniał"" - napisał sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow.
"Jednak w miarę postępu wojny należy nadal zwiększać presję na Rosję, nakładać nowe sankcje i udzielać Ukrainie dodatkowej pomocy wojskowej i finansowej. A w ciągu ostatnich dziesięciu dni zauważyłem pewne spowolnienie procesu decyzyjnego w Europie. Wydaje się, że coraz trudniej jest im uzgodnić nowe sankcje. To bardzo irytujące, ponieważ ci, którzy myślą, że zrobili wystarczająco dużo, są w błędzie. Doceniamy wszystko, co zostało zrobione, ale pozostaje wiele do zrobienia." - mówił z kolei w wywiadzie dla "El Pais" minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba.
Właśnie takie różnice w podejściu krajów odległych do tych krajów i państw, które mają wielowiekowe doświadczenie w stosunkach z Rosją, mają wpływ na nasze przyszłe bezpieczeństwo. Geografii ani mentalności naszych agresywnych sąsiadów nie zmienimy, tym samym nie zmienimy także podejścia państw dalekich od obecnego teatru wojennego, a które będą zawsze pojmować tę grę jako bezpieczną dla siebie barierę bezpieczeństwa.
Stąd też pojawiają się ponawiane wezwania państw bałtyckich do wzmocnienia wschodniej flanki NATO. I tak Litwa chce, aby tzw. przesmyk suwalski był broniony i przygotowany na ewentualne odcięcie - o czym powiedział prezydent Litwy Gitanas Nausėda przed szczytem NATO."Dlatego mówimy o dodatkowych poligonach, o dodatkowych pieniądzach, które przeznaczymy na infrastrukturę, abyśmy mogli efektywnie przyjąć znacznie więcej wojska, a przede wszystkim sprzętu wojskowego" - dodał. Stąd też żądania wsparcia systemami obrony przeciwlotniczej, które zamierza kupić tak Estonia, jak i Litwa.
Co do teraźniejszej wojny, która w wizji USA jest pierwszą bitwą z wielu, w sukurs, w pewnym sensie, idą słowa polskiego ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua, który przedstawił "wspólny plan zwycięstwa".
"Jeśli Rosja odniesie zwycięstwo w wojnie z Ukrainą, użycie siły stopniowo stanie się nową powszechną praktyką w polityce międzynarodowej. Chęć rysowania granic na nowo i rozszerzania wpływów na kolejne terytoria stanie się coraz powszechniejszym zjawiskiem na całym świecie. Naszym wspólnym celem powinno być więc niedopuszczenie do wygranej Rosji w toczonej przez nią wojnie napastniczej przeciwko Ukrainie i sprawienie, aby rosyjska agresja stała się porażką strategiczną.". Jakby potwierdzeniem tych słów, stało się wznowienie starć między Armenią i Azerbejdżanem, a także wciąż niejasna sytuacja w Bośni i Hercegowinie, czy ponowne napięcie w Kosowie.
Plan ministra Raua zamyka się w następujących działaniach: dalszym dozbrajaniu Ukrainy, inwestycjom w sektor obronny sojuszników USA, wzmocnienie wschodniej flanki NATO, utrzymanie sankcji wobec Rosji, rozliczenie rosyjskich zbrodni wojennych, uruchomienie planu odbudowy Ukrainy. I choć plan jest słuszny to po ostatnich sygnałach, które dochodzą choćby z Berlina czy - nomen omen - z Budapesztu, z jego wykonaniem mogą być kłopoty. A perspektywy są bolesne. "Jeżeli pozwolimy na powrót wojen agresywnych do instrumentarium polityki zagranicznej państw, konflikt międzypaństwowy stanie się ponownie normą i będzie to oznaczać koniec międzynarodowego ładu opartego na międzynarodowej praworządności." - napisał minister Rau.
Kwestia przedstawienia istniejących różnic, ukazuje te czynniki, które Rosja doskonale wykorzystuje od dziesięcioleci w swojej polityce zagranicznej i które cały czas powodują, że obecne katastrofalne dla rosyjskiego wojska wyniki militarne wojny nie przekładają się na realne dążenia Moskwy do pokoju. Z mojego punktu widzenia, nawet osiągnięcie przez Kijów, być może już w ciągu tego miesiąca, jakiegoś rodzaju porozumienia z Kremlem, nawet z pozornie "łagodnymi" warunkami, będzie tylko, pewnym chwilowym interwałem w nacisku Rosji na tę część dawnej I Rzeczpospolitej. Rosja nie zrezygnuje pod żadnym pozorem, nawet w wyniku teoretycznej teraz zmiany władzy na Kremlu, z tak żywotnego celu jakim jest Ukraina. Podstawy zresztą do takich działań są już procedowane w Dumie Państwowej, która ma przyjąć projekt zmian w ustawie o polityce państwa wobec rodaków za granicą, która znów uważa Białorusinów i Ukraińców jako część FR. Więcej na ten temat chcę napisać w przyszłym tygodniu.
Jak wspominałem, tak jak Rosja wyciągnie wnioski z tej wojny i to zresztą znacznie szybciej niż się to niektórym ekspertom wydaje, tak zagrożone kraje naszego regionu nie tyle powinny, ale muszą zdecydować się na większe wspólne porozumienie obronne, które nie jest wbrew pozorom dublowaniem już istniejących porozumień. Pierwsze kroki zresztą zostały już poczynione w tej kwestii - choćby tylko można wspomnieć porozumienie państw bałtyckich o powstaniu wspólnej przestrzeni wojskowej. Także niezbędne zakupy uzbrojenia - co też się już dzieje - warto kierować ze wspólnej umowy co ma oczywisty wpływ na kwestie handlowe. To tylko drobny wycinek z możliwości, które można osiągnąć w chwili, w której, niestety nie jesteśmy panami sytuacji, a tylko reagujemy już na potencjalnie rozprzestrzeniający się pożar.
Przy tych wszystkich możliwych zagrożeniach, należy już teraz wyciągnąć najważniejszy wniosek z tych codziennych informacji, które dochodzą z Ukrainy: najważniejszą rolę w konflikcie pełni morale społeczeństwa, a to jest podstawą dla morale wojska. Jedno nie można odrywać od drugiego. W ciągu tego krwawego miesiąca, mimo uprzednich obaw, odkryliśmy na powrót to, co wiedzieli nasi przodkowie, że słowami poety "Moskala bić można".
Należy więc w tym miejscu zaapelować, aby tak, jak ułatwiony zostanie nabór w szeregi Wojska Polskiego, tak też zadbano o ludność cywilną, choćby pod względem bezpieczeństwa i obrony cywilnej. Tutaj już widać pierwsze sygnały, czego bardzo dobrym przykładem jest powrót do lekcji Przysposobienia Obronnego w szkołach. Warto także przy tym pamiętać o tych, którzy będą z powodów demograficznych podstawą rezerwy, czyli już starszych "młodzieńców" - tutaj można odnotować ruch w kierunku nowej odsłony Ustawy o broni i amunicji, jednak w ocenie wielu praktyków nadal projekt ten wymaga poprawek. Niezależnie od działań mniej czy bardziej widocznych, w mojej ocenie, jako społeczeństwo odzyskujemy pewien znany tylko nam rodzaj zdeterminowanego spokoju i trzeźwości osądu wobec możliwości wroga, co jest zdrowym prognostykiem na najbliższe, trudne czasy.