Zdjęcie: Pixabay
10-10-2023 09:30
"Po wiekowej niewoli powstające do życia Państwo Polskie przez długi czas musiały odpowiednie czynniki organu Państwa wyprostowywać pewne nieścisłości mające na celu uregulowanie i ujednostajnienie życia państwowego w różnych dziedzinach pracy swych obywateli. W związku z tym i wiele ustaw musiało ulec zmianie. Przepracowanie i wprowadzenie w życie tak nowych ustaw, jak i dokonanie nowych zmian w różnych gałęziach ustroju państwa wymagało wiele pracy i długiego czasu. Torowanie drogi w nowo powstałym państwie nie należy do rzeczy łatwych, zwłaszcza jeżeli czynniki - organy danego państwa nie chcą pracą swą opierać na przeżuwaniu starych formułek już raz wynalezionych przez poprzedników, a myślą ich jest wynalezienie nowych form zmierzających do uzgodnienia życia obywatela swego rekrutującego się z wszystkich warstw obywateli danego państwa.".
Tym razem jako wstępu użyłem słów, nie uznanego eksperta czy naukowca, ale mojego przodka. Pradziadek wypowiadał te słowa z mównicy Sejmu II RP wiosną 1939 roku. Powstaniec śląski, działacz rzemiosła polskiego na Śląsku, poseł na Sejm, nie wiedział wówczas, że za kilka miesięcy rozpocznie swoją kolejną już - po epopei I wojny światowej - „odyseję”, która zaprowadzi go, jak i wielu naszych Rodaków, na krańce kontynentów innych niż Europa, a gdy wzorem swojego literackiego pierwowzoru, powróci do kraju z tej niemal 10-letniej podróży, w wieku 71 lat, czeka go tylko pasmo udręk i upokorzeń.
Nie ulega to dla mnie wątpliwości, że w najbliższych dniach podejmiemy jako społeczeństwo, spore zobowiązanie. Z punktu widzenia działania długoterminowego, dla mnie ważna jest odpowiedź na pytanie, czy dojrzeliśmy do tego etapu, w którym jest nam bliski sposób myślenia naszych przodków, którzy potrafili myśleć w kategoriach znacznie ważniejszych niż aktualny stan zasobności swojego portfela czy, zawsze wzbudzające emocje, kwestie natury prywatnej. Przypomnijmy, że wybór wówczas nie był jednoznacznie prosty. Jednak liczył się jeden cel - Polska taka, jaką wspólnie wówczas budowali. Kraj nie idealny, pełen problemów, ale jednak ten, co powstał z ich marzeń, ofiar i uporu dążenia do celu.
Krótko mówiąc - czy potrafimy zrozumieć, czym są cele dalekosiężne, na czym zasadza się istota bezpieczeństwa kraju i w efekcie samego społeczeństwa? Zwłaszcza, że warto zauważyć, jakie wyniki osiągnęliśmy w ciągu choćby ostatniego ćwierćwiecza. Nie przypominam sobie, aby w w poprzednich dekadach, pojawiały się mediach i opiniach zagranicznych, tak licznie, słowa łączące Polskę z określeniami mówiącymi o rosnącej sile w Europie. Jednak czy kiedykolwiek docenialiśmy to co osiągnęliśmy?
"Bogaty jest kraj, który posiada mnóstwo biedaków" - pisał, znany w Polsce z "Paragrafu 22", Joseph Heller w jednej ze swoich książek - "W okresach powodzenia gospodarczego wartość biedaków rośnie, a narody niezasobne w ludzi ubogich muszą importować biedaków z krajów słabiej rozwiniętych, aby ich zatrudnić przy pracach uznawanych przez szanujących się obywateli za poniżające. Oferty licytacyjne idą czasem nawet dość wysoko. Zjawiskiem niezwykle pomyślnym dla rozwoju cywilizacji jest to, że zawsze żyje mnóstwo biedaków. Nikt inny nie wykonuje brudnej roboty. ". Cytat ów, cyniczny w swoim sensie, zapadł mi w pamięć w momencie, kiedy premier naszego kraju nucił piosenkę "Kocham cię jak Irlandię", a w jej takt w swoje "odyseje" wyruszały z kraju miliony Polaków. Przeżywaliśmy wówczas dokładnie ten sam etap, który przeżywają nasi ukraińscy sąsiedzi - dramat emigracyjnego drenażu społeczeństwa, ze wszystkimi jego negatywnymi konsekwencjami. Choć były także i nieliczne pozytywy.
W naszym przypadku, udał się scenariusz wybicia z ekonomicznego dołka, jednak też nie bez problemów, które jednak pokonujemy mimo wszelkich przeciwności. W rezultacie tego procesu, pojawia się w naszym regionie pojęcie "siły", słowo, które zawsze wzbudza niechęć, zwłaszcza ze strony krajów, które historycznie przypisywały sobie "odwieczne" korzystanie z tego określenia, jako władzy nad przestrzenią i wpływami w krajach ościennych. Taka właśnie jest cena wybijania się na faktyczną suwerenność. Niechęć, negatywna presja zewnętrzna - a przez znane nie od dziś zjawisko klientelizmu - także wewnętrzna.
Tą ceną, także za powolny wzrost zamożności obywateli, jest także naturalny i w chwili obecnej powolny ruch ściągania do kraju migrantów zarobkowych. "Zjawiska imigracji nie unikniemy. Nie bez znaczenia jest też tutaj aktywna postawa biznesu, który w obliczu niskiego bezrobocia, po części wywoływanego już procesami starzenia się społeczeństwa, po części konfliktem na Ukrainie, aktywnie poszukuje rąk do pracy w rolnictwie, usługach, budownictwie i produkcji. Zapotrzebowanie na pracowników związane jest też z pozycją naszego państwa w globalnym układzie łańcuchów wartości. Jesteśmy w nim bowiem silnie związani z gospodarką Niemiec. W 2021 r. Polska była trzecim, za Chinami i Holandią, krajem, z którego nasz zachodni partner importował produkty i surowce, co z kolei stanowiło ponad 1/4 naszego eksportu." - zauważa Jan Wójcik na łamach "Nowego Ładu".
"Oznacza to ni mniej, ni więcej, że zjawisko masowej migracji w większym lub mniejszym stopniu dotknie nasz kraj i warto zastanowić się, jak temu sprostać, czemu, jak widać, nie sprzyja intensywna kampania wyborcza. Niestety cała dyskusja wokół kwestii imigrantów koncentruje się na tym, kto ilu ich wpuścił bądź zamierzał wpuścić oraz jak przybywają do Polski: legalnie czy nielegalnie.Tymczasem większość problemów, z którymi w związku z imigracją boryka się Europa Zachodnia, to kwestie integracji następnych pokoleń." - czytamy w artykule. Tymczasem według badania opinii publicznej, tylko 13% Polaków chce odpowiedzieć na problemy demograficzne poprzez sprowadzanie imigrantów. Jako społeczeństwo chcemy stawiać na automatyzację pracy oraz politykę prorodzinną.
Migracja to jeden problem, który zacznie za jakiś czas mocno wpływać na nasze społeczeństwo, którego część wciąż żyje w wywodzącym się PRL-owskiego mitu homogenicznego narodu i zapomniało, że stan ów był historycznie, nienaturalny.
Z drugim problemem, który ma znacznie istotniejsze znaczenie, będziemy zmagać się również, przez czas dłuższy niż kilka lat. To co dla wielu będzie zaskoczeniem, to fakt, że czasem, z pewnymi oczywistymi ograniczeniami, bywa że Putin mówi prawdę na temat swoich oczekiwań. I myślę, że z takim jednostkowym przypadkiem mieliśmy do czynienia w minionym tygodniu, kiedy Putin przemawiał w czasie debaty dyskusyjnego Klubu Wałdajskiego. "Zapytany o poparcie Zachodu dla Kijowa, odpowiedział: „Czekamy na przejawy choć części zdrowego rozsądku”. Według Putina Stany Zjednoczone rzekomo „zablokowały” wsparcie dla Ukrainy ze względu na problemy budżetowe, ale jest pewien, że w końcu znajdą pieniądze, „wydrukują więcej”. A Europa, zdaniem dyktatora, pomaga Ukrainie jedynie kosztem „dalszego pogarszania się stanu gospodarki i sytuacji jej obywateli”." - czytamy w relacji "Ukraińskiej Prawdy".
Zbieg czasowy tego przemówienia, jak i nowej wojny na Bliskim Wschodzie nie jest przypadkowy. "Cui bono? Atak Hamasu na Izrael tej skali wymagał planowania i wsparcia zewnętrznego. Więzy Moskwy z Teheranem wzrosły wykładniczo od czasu ponownej inwazji Rosji na Ukrainę co podkreśliła niedawna wizyta Szojgu w Teheranie. Ten atak tworzy nowy teatr. Znajdujemy się w okresie przedłużającej się niestabilności systemowej, w którym regionalna równowaga sił będzie miała kluczowe znaczenie dla uniknięcia wojny na szerszą skalę. Atak Hamasu odciąga uwagę Waszyngtonu od Ukrainy i Tajwanu. Wywiera to dodatkową presję na zachodnie dostawy broni i amunicji. Okno decyzyjne jest znacznie węższe, niż uważa większość zachodnich analityków. Kluczową kwestią jest to, jak szybko Rosja odtworzy swoje siły lądowe i kiedy Chiny zdecydują, że są gotowe do ataku na Tajwan. Atak Hamasu zwiększył presję polityczną na Zachód. Sama liczba pocisków, które spadły na Izrael, powinna uświadomić masowy aspekt współczesnej wojny. Powinno to sprawić, że odbudowa zachodniej bazy przemysłu obronnego stanie się naszym głównym priorytetem. Atak jest kolejnym przypomnieniem dla zachodnich przywódców o tym, jak kruchy stał się system." - zauważa Andrew A. Michta, znany ekspert, obecnie dyrektor Centrum Strategii i Bezpieczeństwa Scowcroft.
To tylko jedna z co najmniej kilku podobnych opinii pojawiających się w ostatnich dniach. Nie oznacza to, że Rosja staje się na powrót rodzajem demiurga mającym wpływ na poszczególne działania, jednak nie wyklucza to przecież roli wygodnych "interesów przy okazji". "Zdolność Rosji do nadużywania swoich uprawnień weta jako stałego członka Rady Bezpieczeństwa podważa zdolność ONZ do działania zgodnie z jej statutem. Ponadto Rosja wykorzystuje ataki hybrydowe do tworzenia niestabilności. Rosja chce podważyć procesy demokratyczne w Europie. Nasza reakcja na rosyjską wojnę w cieniu zadecyduje o tym, w jakiej przyszłości będziemy żyć" - powiedziała ostatnio premier Estonii Kaja Kallas. To kolejny głos, który ostrzega przed całkowitym rozpadem porządku międzynarodowego.
Łatwo przecież zauważyć, że ostatnie miesiące to przechodzenie od kryzysu do kryzysu - jak nie problemy migracyjne, to Kosowo, Karabach, Palestyna, za chwilę niewykluczone, że znów pojawi się wyciągnięty z historycznego rękawa problem Basków czy Katalonii, albo jeszcze starszy problem Irlandii Północnej czy wreszcie wciąż drzemiący większy kocioł bałkański. Niestety, ale nie można mieć złudzeń, że czas wyzwań pojawi się także dla nas samych. Na razie bronimy przed atakiem hybrydowym własnymi siłami granicy z Białorusią.
"Państwo które w ciągu 12 godzin jest w stanie: 1. Przeprowadzić formalny proces przejścia na administrację czasu wojny. 2. Przejść na wojenny system dowodzenia i zapasowe stanowiska kierowania (nawet z wakatami dowódców). 3. Uruchomić powszechną mobilizację i o zmierzchu dysponować gotowymi brygadami w rejonie operacyjnego przeznaczenia. …to niezwykłe studium przypadku i kierunkowskaz w modernizacji również naszej administracji (Nie tylko Armii)" - napisał Jacek Siewiera, szef BBN w komentarzu na szybką, mimo wszystko, reakcję sił izraelskich na atak terrorystyczny - skierowany przede wszystkim przeciwko cywilom. W odpowiedzi Piotr Małecki z portalu Defence24 wylicza problemy sprawczości: brak Obrony Powszechnej i Obrony Cywilnej i ustawy o ochronie ludności (o czym często piszemy na naszym portalu), braku budowy nowych schronów, etc.. To wszystko przed nami - praca, którą należy wykonać.
Na marginesie odnotuję naszą wojskową akcję NEON ewakuacji naszych obywateli z Izraela, jednak muszę wspomnieć, że nie powinniśmy także zapominać w takich sytuacjach o naszych sojusznikach, jak obywatelach państw bałtyckich, którzy również oczekiwali ewakuacji. Takie gesty mogą się zwrócić się po wielokroć.
Na zakończenie przypomnę inne słowa. "Nasze stronnictwa (...) ulegają wpływom podstawowego prawa naszego życia politycznego, tj. ruchom odśrodkowym; zamiast łączyć się i współpracować przeżywają rozłamy, kłócą się coraz zawzięciej nawet wówczas, gdy nikt nie może przedmiotu sporu dostrzec, przeistaczają się coraz bardziej w niepodległe kapliczki, pozostające w wojnie ze wszystkimi ”. „W tej sytuacji będziemy zapewne świadkami w Polsce rządów słabych, w znacznej mierze urzędniczych, przy akompaniamencie nieokiełznanej demagogii partyjnej. Kombinacja: słaby, trwożliwy rząd, złożony z ludzi przypadkowych i bladych, niepewny nigdy jutra (choć właśnie siłą bezwładu niektórzy ministrowie mogą urzędować latami) i przeżarty demagogią parlament jest oczywiście najgorszą ewentualnością, i możność radykalnych reform z góry wyklucza” - pisał Wacław Alfred Zbyszewski wybitny przedwojenny i emigracyjny dziennikarz i publicysta.
Proszę zauważyć, jak te słowa uniwersalnie pasują do czasów nam nieodległych. Wszystko co musimy zrozumieć z tej perspektywy to skala wyzwań, przed którą stoi nie tylko nasz kraj, ale też kraje stanowiące kiedyś swymi narodami rdzeń Rzeczypospolitej. To fundamenty naszej przeszłości. To przeciwko nim występuje nasz przeciwnik. Natomiast przed nami wybory, które zadecydują o fundamentach przyszłości - niech każdy z nas rozsądzi jakiej Polski oczekuje.