Zdjęcie: Pixabay
11-07-2025 08:14
Do jesiennych wyborów parlamentarnych w Mołdawii jeszcze ponad dwa miesiące, jednak, co widoczne, sytuacja polityczna w tym kraju zaczyna przyspieszać. Co więcej, wyraźnie widać już, jak Rosji zależy na utrzymaniu wpływów w Mołdawii. A przypomnijmy, że obecną stawką jest utrzymanie proeuropejskiego kursu kraju.
Na zakończenie obecnej kadencji Parlament Mołdawii przyjął wczoraj deklarację potwierdzającą nieodwracalny kurs kraju na integrację z Unią Europejską. Dokument ten nie tylko podkreśla dotychczasowe osiągnięcia, takie jak uzyskanie statusu kandydata w 2022 roku, rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych w 2024 oraz organizację szczytu UE–Mołdawia w Kiszyniowie latem 2025 roku, ale również stanowi apel o jedność narodową wokół tego celu strategicznego. Parlament uznał korzyści płynące z partnerstwa z UE – od wzrostu mobilności i rozwoju gospodarczego, po bezpieczeństwo i wsparcie społeczne w obliczu regionalnych kryzysów.
W specjalnym przesłaniu przewodniczący parlamentu Igor Grosu przypomniał, że za ostatnie cztery lata pełne wyzwań i prób „wart był każdy wysiłek, każda nadzieja obywateli”. Dodał, że Mołdawia znajduje się dziś bliżej Unii niż kiedykolwiek wcześniej. W obliczu nadchodzących wyborów parlamentarnych 28 września, Grosu wystosował mobilizujący apel: „Zostało 80 dni. Kraj będzie nas potrzebować – wszystkich, od południa po północ i od wschodu po zachód. To państwo, które było przez lata dręczone zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz, zasługuje na swoje miejsce w wielkiej europejskiej rodzinie”.
W tym samym czasie, były prorosyjski prezydent Igor Dodon, wraz z Vasilem Tarlevem i Iriną Vlah, udał się do Moskwy, by rozmawiać o możliwym wznowieniu dostaw rosyjskiego gazu. Dodon zasugerował, że „w przypadku zmiany władzy po wyborach, decyzja ta będzie możliwa i niezbędna”, pomijając jednak kluczową przeszkodę, jaką stanowi zakaz tranzytu gazu przez terytorium Ukrainy. Rząd Mołdawii nie skomentował tych doniesień.
Tymczasem wczoraj dużym echcem medialnym odbiła się wiadomość, iż burmistrz Kiszyniowa i lider ruchu MAN, Ion Ceban, otrzymał zakaz wjazdu do Rumunii oraz do całej strefy Schengen, aż na 5 lat. Choć część mediów początkowo dementowała te informacje, później rumuńskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych potwierdziło decyzję, wskazując na „względy bezpieczeństwa narodowego”. Blok „Alternatywa”, którego Ceban jest współliderem, nazwał to „politycznym zamówieniem przez reżim Sandu”. Sam Ceban ocenił kampanię jako „najbrudniejszą w historii” i zapewnił, że „nie da się złamać”.
Zakaz, choć formalnie dotyczy tylko wjazdu do Rumunii, po wpisaniu do Systemu Informacyjnego Schengen (SIS) może być uznany przez wszystkie państwa członkowskie. Komisja Europejska potwierdziła, że każdy kraj ma prawo uznać określone osoby za zagrożenie i odmówić im wjazdu. Rumunia, jako pełnoprawny członek strefy Schengen od 1 stycznia 2025, działała zgodnie z przyjętymi procedurami.
Ceban, wcześniej związany z prorosyjskim PSRM, w ostatnich latach starał się zmienić wizerunek, podkreślając poparcie dla integracji europejskiej, fotografując się z flagą UE i podpisując dokumenty wspierające akcesję. Jednak eksperci polityczni, tacy jak Angela Colacu i Ian Lisnevschi, uważają, że zakaz może paradoksalnie wzmocnić jego pozycję jako „ofiary represji”, co często bywa skuteczną strategią polityczną. Lisnevschi zauważył: „To taktyka, która wcześniej pomogła i Andreiowi Năstase, i samej Mai Sandu”.
Wśród objętych zakazem osób znalazł się również były premier, wspomniany wyżej, Vasile Tarlev. Ten określił całą sytuację jako „polityczną prowokację przed wyborami”, domagając się wyjaśnień zarówno od władz Rumunii, jak i Mołdawii. „Jeśli mówimy o bezpieczeństwie narodowym, społeczeństwo musi znać szczegóły. Jeśli ich brak – to zwykłe zastraszanie” – oświadczył.
Obecny okres przedwyborczy w Mołdawii odsłania głębokie napięcia między siłami proeuropejskimi a prorosyjską opozycją, podsycane przez działania wewnętrzne i wpływy zagraniczne. Jeżeli dodany do tego kryzysową sytuację w Naddniestrzu, a także bezpośrednie naciski tandemu Putin-Łukaszenka w postaci opublikowanego wspólnie "raportu" na temat praw człowieka, w którym poświęcono krytyce Mołdawii 75 z 1800 stron, to znaczenie tych wyborów jest dość jasne. 28 września to dzień, w którym zostanie przesądzona przyszłość tego kraju.