Zdjęcie: Gyan Fernando Flickr.com
15-01-2025 08:40
Rosja cały czas nie zmniejsza nacisku na Mołdawię w kwestii obecnego kryzysu energetycznego. Jak wczoraj poinformowały media mołdawskie, w wywiadzie prasowym Nikołaj Patruszew, doradca Kremla, zasugerował, że antyrosyjska polityka Mołdawii może doprowadzić do "jej zniknięcia lub wchłonięcia przez inne państwo". Patruszew oskarżył władze w Kiszyniowie o dyskryminację rosyjskojęzycznych obywateli oraz zarzucił im nieumiejętność rozwiązania kryzysu energetycznego w regionie naddniestrzańskim. To jest stały w zasadzie repertuar kremlowskiej propagandy, niezmienny od momentu zmiany władz w Kiszyniowie na orientację prozachodnią.
Mołdawskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowanie potępiło te słowa, określając je jako niedopuszczalną ingerencję w wewnętrzne sprawy kraju. Podkreślono, że Mołdawia pozostaje państwem suwerennym, zobowiązanym do kontynuowania demokratycznych reform oraz dążenia do integracji europejskiej.
Tymczasem wciąż dochodzą echa wczorajszej konferencji prasowej prezydent Sandu. Przypomnijmy, że w trakcie konferencji prezydent oskarżyła rosyjski koncern Gazprom o naruszenie zobowiązań kontraktowych i celowe wykorzystywanie energii jako narzędzia destabilizacji Mołdawii. „To nie jest kryzys energetyczny, ponieważ istnieją alternatywne trasy przepływu gazu, jak to miało miejsce w przypadku innych krajów, które również otrzymały rosyjski gaz przez Ukrainę. Niektórzy otrzymują ten sam gaz od Gazpromu innymi drogami. Gazprom, a raczej Kreml, nie chciał wywiązać się ze swoich zobowiązań kontraktowych. Jedynym celem jest wywołanie niezadowolenia na Lewym i Prawym Brzegu oraz wykorzystanie zasobów energetycznych jako elementu destabilizacji” – uważa prezydent.
W mediach społecznościowych pojawiły się głosy krytykujące prezydent Sandu za jej stanowisko wobec wizyty Krasnosielskiego w Moskwie. Dziennikarz Vitalie Călugăreanu nazwał Sandu „widzem”, zarzucając jej brak stanowczości i odpowiedzialności w obronie interesów narodowych. Menedżer Electro-Alfa International, Sandu Balteanu, twierdzi, że władze „przegapiły wolną okazję”. „Mieliśmy darmową szansę udowodnienia, że mamy godność. Ale nam tego zabrakło. Krasnosielski swobodnie lata do Moskwy z lotniska w Kiszyniowie” – napisał Sandu Balteanu. W tym samym czasie lider nieuznawanego Naddniestrza, Wadim Krasnosielski, przeprowadził w Moskwie rozmowy na temat rozwiązania kryzysu energetycznego. Szczegóły negocjacji nie zostały ujawnione, a Krasnosielski ma przedstawić ich wyniki na konferencji prasowej w Tyraspolu.
Z kolei były minister energetyki Mołdawii, Victor Parlicov, wyraził opinię, że Gazprom unika sądowego dochodzenia mołdawskiego długu w wysokości 700 milionów dolarów, ponieważ część kwoty nie ma wystarczającej dokumentacji, a tym samym uzasadnienia. Parlicov podkreślił, że audyt potwierdził jedynie dług wynoszący 8 milionów dolarów. Jego zdaniem Gazprom celowo przenosi ten problem na płaszczyznę polityczną, aby wywierać nacisk na Mołdawię.
W tym miejscu warto się zatrzymać i podsumować obecną sytuację. A ta, na tę chwilę przebiega według scenariusza przedstawionego już na początku kryzysu. Przypomnijmy, że mołdawscy i ukraińscy analitycy przewidywali, że Rosja wkrótce częściowo wznowi dostawy gazu do Naddniestrza, ale przedstawi to jako osiągnięcie jednego z prorosyjskich polityków Mołdawii. Oznacza to też początek wprowadzania planu Kremla mającego na celu zmianę władzy w Kiszyniowie przed wyborami parlamentarnymi w 2025 roku.
Dodatkowo, jak wskazuje Kamil Całus, ekspert OSW, sytuacja w Naddniestrzu pogarsza się z dnia na dzień. "Zgodnie z deklaracjami „władz” naddniestrzańskich sytuacja gospodarcza w regionie jest dramatyczna. W związku z wstrzymaniem 1 stycznia br. dostaw rosyjskiego, darmowego gazu, eksport z tej separatystycznej „republiki” spadł o 60%, a import o 43% (prawdopodobnie w porównaniu do analogicznych miesięcy roku ubiegłego, ale nie mamy pewności co do tego)" - napisał ekspert.