Zdjęcie: Pixabay
08-07-2021 18:08
W przeciwieństwie do wielu polityków, którzy skrytykowali decyzję władz estońskich o powołaniu w środę nowego ambasadora na Białorusi, premier Kaja Kallas zapewniła, że dla Estonii ważne jest posiadanie własnego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Mińsku.
Odpowiadając na pytanie dziennikarzy, czy nowy ambasador powinien pojechać na Białoruś i przedstawić swoje listy uwierzytelniające Łukaszence, Kallas powiedziała, że nie jest łatwa odpowiedź na to pytanie, nad którym inne kraje europejskie również łamią sobie głowę. "Z jednej strony nie uznajemy Łukaszenki za przywódcę Białorusi, ponieważ według obserwatorów wybory tam nie były uczciwe. Z drugiej strony nasze państwo potrzebuje przedstawicielstwa dyplomatycznego" - powiedziała Kallas. Co będzie dalej – lepiej zapytać o to MSZ – dodała premier Estonii.
We wtorek prezydent Kersti Kaljulaid podpisała dekret mianujący Jaaka Lensmenta nowym ambasadorem Estonii w Mińsku. Kadencja obecnej ambasador Merike Kokayev powinna zakończyć się 31 lipca. Wcześniej Jaak Lensment kierował już pracami estońskiej placówki dyplomatycznej w Mińsku – w 2010 roku był już ambasadorem Estonii na Białorusi.
Decyzja państwa estońskiego o powołaniu nowego ambasadora na Białorusi jest co najmniej głupim krokiem i przejawem wielkiej życzliwości wobec antyludzkiego reżimu Łukaszenki – powiedział Urmas Reinsalu, były minister spraw zagranicznych i członek opozycyjnej partii Isamaa.
"Z tą nominacją należy poczekać do objęcia urzędu przez prawowitego prezydenta Białorusi. W końcu, jak wiadomo, Unia Europejska nie uznaje Łukaszenki za prezydenta. Tym samym nowy ambasador nie może przedstawić mu listów uwierzytelniających. Co więcej, Litwa jest teraz pod presją zorganizowanego przez reżim Łukaszenki hybrydowego ataku, którego narzędziem są uchodźcy" - powiedział z kolei eurodeputowany, także były minister spraw zagranicznych, Urmas Paet.