Zdjęcie: Wikipedia
17-10-2025 08:50
Po długich i burzliwych obradach Saeima przyjął łotewską deklarację przeciwko przemocy, przygotowaną przez partie opozycyjne – Zjednoczenie Narodowe i „Zjednoczoną Listę” – wspólnie z należącym do koalicji Związkiem Zielonych i Rolników (ZZS). Dokument, określany jako alternatywa dla tzw. konwencji stambulskiej, wzywa rząd do opracowania kompleksowej ustawy mającej chronić obywateli przed przemocą, zwłaszcza kobiety i dzieci. Przypomnijmy, że trwały protesty w tej sprawie.
Za przyjęciem deklaracji głosowało 56 posłów. Przeciw było jedynie ośmiu deputowanych z ugrupowania „Progresywni”, a posłowie z „Nowej Jedności” wstrzymali się od głosu. Zwolennicy dokumentu przekonywali, że Saeima ma obowiązek wyraźnie opowiedzieć się przeciwko przemocy. „To prosty, ale ważny sygnał – łotewski parlament stoi po stronie ofiar” – mówił lider frakcji ZZS Harijs Rokpelnis. Posłanka Ināra Mūrniece uznała, że premier Evika Siliņa powinna „cieszyć się z inicjatywy i natychmiast rozpocząć prace nad ustawą”.
Jednak koalicyjni partnerzy z „Nowej Jedności” podkreślali, że deklaracja nie może zastąpić konwencji stambulskiej, będącej dokumentem międzynarodowym o realnej mocy prawnej. „Deklaracja to tylko słowa – nie zapewni nikomu dodatkowej ochrony” – mówiła deputowana Zanda Kalniņa-Lukaševica, dodając, że tworzenie wrażenia, iż dokument może być alternatywą dla konwencji, jest „szkodliwe i mylące”.
Najostrzej zareagowali „Progresywni”, którzy uznali przyjętą deklarację za próbę usprawiedliwienia dążeń do wypowiedzenia konwencji stambulskiej. Deputowana Leila Rasima wskazała, że pomysł spotkał się z oburzeniem organizacji pozarządowych i opinii publicznej. „Nawet ich bliscy pytają, dlaczego chcą wycofać się z konwencji i wspierać taki absurd” – powiedziała.
Dyskusji towarzyszyły wzajemne oskarżenia i osobiste przytyki, co jeszcze bardziej uwidoczniło napięcia w łotewskiej polityce. Przyjęcie deklaracji nastąpiło w momencie, gdy parlament rozważa możliwość wyjścia z konwencji stambulskiej – decyzji, która mogłaby doprowadzić do rozpadu rządzącej koalicji. Konwencja była jednym z kluczowych warunków powstania obecnego rządu Eviki Siliņy. Po głosowaniu ZZS o jej wypowiedzeniu jedność koalicji została poważnie zachwiana, a coraz więcej polityków otwarcie wątpi w zdolność premier do utrzymania stabilnego gabinetu.