Zdjęcie: Wikipedia
28-01-2022 14:02
Mimo wichrów wojny, które z coraz większą siłą omiatają kontynent europejski, trudno uwierzyć, że Putin dokonałby inwazji na Ukrainę na pełną skalę. Takie działanie wiązałoby się z ogromnym ryzykiem nie tylko wizerunkowym (Kreml ma na tym polu niewiele do stracenia), ale i praktycznym, gdyż nie mogłoby to nie wywołać dosadnej reakcji Stanów Zjednoczonych. Jedną rzeczą jest to, że NATO (tzn. Waszyngton) nie ma ochoty angażować się w konflikt o Ukrainę, zupełnie inną jest akceptacja okupacji suwerennego, strategicznie położonego kraju, który kieruje się na Zachód.
Co więc robi na granicy 120 tys. rosyjskich żołnierzy, setki pojazdów i kilka baterii rakiet balistycznych? Opinie ekspertów i kremlinologów różnią się co do rzeczywistych intencji Moskwy, ale najbardziej prawdopodobne są dwie odpowiedzi: z jednej strony podtrzymywanie zagrożenia, gwarantujące Putinowi przewagę czynnika zaskoczenia, a z drugiej przygotowanie nie tyle ofensywy, co kontrofensywy w przypadku reakcji Ukrainy na ewentualną deklarację aneksji prowincji Donbasu.
Kluczem może być próba powtórzenia sprawy krymskiej z tzw. "republikami rebelianckimi", po której nastąpiłaby odpowiedź militarna Zelenskiego i późniejsza eskalacja wojny. W takim przypadku Putin mógłby przedstawić się jako obrońca w oczach swoich obywateli, ale przede wszystkim mógłby liczyć na bardziej wątpliwą postawę na froncie NATO: ruszenie w obronie Kijowa to co innego niż zrobienie tego samego w obronie Ługańska.
Z włoskiego punktu widzenia, artykuł Enzo Reale dla Atlantico - link do całości w źródle