Zdjęcie: Wikipedia
07-12-2021 09:50
Przed nami jedna z najważniejszych rozmów geopolitycznych tego roku, przy czym jeszcze w czerwcu, wydawało się, że to rozmowa Bidena z Putinem w Genewie miała być tą, która rozproszy obawy świata Zachodu przed rosyjskim atakiem na Ukrainę.
Przyniosła ona jednak tylko oprócz chwili względnego spokoju dla Ukrainy, także jeden z największych błędów strategicznych USA ostatnich lat, czyli odejście od sankcjonowania gazociągu Nord Stream 2, na rzecz czysto iluzorycznej umowy Biden-Merkel, która ma takie same puste znaczenie jak powiewająca biała kartka Układu Monachijskiego w ręku Nevilla Chamberlaina na lotnisku Heston 30 września 1938 roku.
Nie zamierzam przewidywać oficjalnie ogłoszonych rezultatów tej rozmowy, chcę tylko zwrócić uwagę na drobny fakt, który zauważyła i wykorzystała już dawno temu najpierw radziecka, a potem kontynuowała takie działanie z powodzeniem, rosyjska dyplomacja. Oto 23 listopada, przez media światowe przemknęła informacja iż Biały Dom potwierdza decyzję Joe Bidena o ubieganie się o II kadencję prezydenta USA. To w czym rzecz, można nazwać "pułapką amerykańskiej reelekcji", która jak dotąd niosła dla Polski tylko same złe owoce decyzji podejmowanych przez Waszyngton.
Przypomnijmy krótką listę takich amerykańskich prezydentów, którzy w wyniku tej pułapki, "popuszczali cugli" Rosji. Zacznijmy od rozmowy Franklina D. Roosevelta ze Stalinem w Teheranie w 1943 roku, a która ostatecznie przyniosła tragiczne wprost konsekwencje dla Polski, bo jedna z próśb prezydenta do "wujka Joe" dotyczyła niepublikowania decyzji w sprawie granic Polski ze względu na kolejne wybory w USA. Dodajmy do tego fragment nagranej rozmowy prezydenta Obamy z ówczesnym prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem w marcu 2012 roku, w której Obama prosił o "danie czasu, ze względu na zbliżające się wybory prezydenckie". To tylko pewne ostrzeżenie, które nie musi się spełnić, biorąc pod uwagę szerszy kontekst, to jednak tłumaczy też pewien większy szum informacyjny w sprawie geopolitycznego lewaru Ukrainy w mediach zachodnich, a który nasilił się w dość interesującym momencie.
Jeżeli chodzi o rosyjski punkt widzenia to Putin chce podkreślić, że "Moskwa nie będzie tolerować przekształcenia Ukrainy w wielki niezatapialny lotniskowiec, zadokowany przy granicy z Rosją". Takiej analogii użył ostatnio Dmitrij Trenin, dyrektor moskiewskiego Centrum Carnegie. "Oczywiście Moskwa już w kwietniu zdawała sobie sprawę, że nowy kryzys kubański w sprawie Ukrainy może bardzo skutecznie przyciągnąć uwagę Bidena" - powiedział z kolei były dyplomata Władimir Frołow. "Na Kremlu panuje przekonanie, że administracja Bidena jest skłonna odłożyć na bok "problem Rosji" i skupić się na Chinach i polityce wewnętrznej. Ale to oznacza, że Moskwa może pokazać Waszyngtonowi, że jest w stanie tworzyć napięcia z Ukrainą, kiedy tylko zechce. Oczywiście jest nadzieja, że Biden zostanie w końcu zmuszony do uzgodnienia pewnych gwarancji, że czerwone linie nie zostaną przekroczone, tak aby mógł powrócić do ważniejszych priorytetów."
Jednym z najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia było spotkanie ministrów spraw zagranicznych NATO w Rydze. W ramach tego szczytu, gościem był także minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba, który udzielił interesującego wywiadu. "Żaden wąż nie pożera natychmiast swojej ofiary. Robi to powoli, ale zdecydowanie. Niestety taki proces rozpoczął się teraz na Białorusi. Rosja pożera Białoruś centymetr po centymetrze. Widzimy to wyraźnie, ale reszta świata zda sobie z tego sprawę dopiero za chwilę - kiedy będzie za późno. Oczywiście proces ten zagraża nie tylko bezpieczeństwu Ukrainy, ale i całej Europy. Jeśli tak się stanie, Rosja znów będzie miała bezpośrednią granicę z takim krajem europejskim jak Polska…" - mówił minister Kułeba.
"Putin jest oportunistą. Jako były pracownik KGB wie, jak prowadzić operacje. Od początku zastanowi się, które z narzędzi w jego rękach będzie najskuteczniejsze i użyje go. Naszym celem jest powstrzymanie go od bezpośredniego użycia środków militarnych. Jeśli rzuci tę kartę na stół, to będzie bardzo duża wojna. Ukraina nie zamierza iść na ustępstwa ani się poddawać. Będziemy walczyć, więc będzie to bardzo duży rozlew krwi w samym centrum Europy. (...) Inwazja Rosji na Ukrainę będzie złą wiadomością dla reszty świata, ponieważ Rosja pokaże, że Kreml jest gotów zapłacić najwyższą cenę za swoje ambicje geopolityczne." - dodawał ukraiński minister.
Patrząc przez pryzmat znaczenia innego spotkania, które odbyło się onegdaj w Warszawie warto przywołać inne słowa ministra Kułeby: "Trzeba tu jednak przyznać, że rosyjskie MSZ aktywnie pracuje nad stworzeniem w europejskich stolicach wrażenia, że Ukraina jest w istocie niczym innym, jak tylko oderwaną częścią Rosji. Dlatego chciałbym przekazać moim kolegom jedno życzenie: zostawcie to postrzeganie w przeszłości. Ukraina jest niepodległym i suwerennym państwem. Jeśli to nastawienie zostanie zmienione, będziemy mogli osiągnąć zupełnie inną postawę, zarówno ze strony Unii Europejskiej i NATO, jak i poprzez dalsze stosunki dwustronne".
Minister Kułeba zauważył także, że proces miński jest de facto martwy z powodu braku chęci do jego kontynuowania ze strony Rosji, ale nie ma też w zamian nic innego. Minister odniósł się także do ewentualnego wejścia Ukrainy do NATO. Nie wymieniając nazw stolic, wspomniał, że Ukraina wejdzie do NATO "gdy trzy stolice NATO zmienią perspektywę relacji z Ukrainą, zaczynając wreszcie postrzegać Ukrainę jako niepodległe i suwerenne państwo, a nie jako przybudówkę Rosji".
Zapewne dwie z tych stolic to Paryż i Berlin. "Istnieje potencjał dla francusko-niemieckiej konwergencji w sprawie Rosji, ale ten impuls prawdopodobnie napotka silny opór wewnątrz UE i zostanie poważnie osłabiony przez coraz bardziej destrukcyjne zachowanie Kremla w Rosji i poza nią. Francja i Niemcy mają różne, ale potencjalnie komplementarne programy wobec Rosji. Podczas gdy Paryż jest bardziej zainteresowany kwestiami bezpieczeństwa, Berlin koncentruje się bardziej na sferze biznesu i energetyki. Jednak niemieckie obawy dotyczące kwestii bezpieczeństwa europejskiego rosną, a problemy, z jakimi borykają się w kontekście rosyjskim podmioty gospodarcze z obu krajów, pokrywają się.
(...) Oba kraje postrzegają stosunki z Rosją jako część szerszej dyskusji na temat istoty, przyszłości i granic Europy. Oba kraje są zainteresowane stworzeniem w Moskwie bardziej sprzyjającego środowiska biznesowego dla swoich podmiotów gospodarczych. Te podobieństwa mogą prowadzić nie tylko do dalszego zaangażowania w stosunki z Rosją, ale także do form sprzeciwu wobec jej złych działań, np. w dziedzinie nielegalnych transakcji finansowych. Wreszcie, obie strony osiągnęły dość podobne oceny co do celu polityki sąsiedztwa UE i obecnie sprzeciwiają się nowemu rozszerzeniu UE lub NATO na wschód z powodu obaw politycznych i związanych z bezpieczeństwem. Zbiegają się zatem w swojej wizji przyszłości Partnerstwa Wschodniego i w chęci prowadzenia pewnego rodzaju dialogu z Moskwą, który mógłby doprowadzić do wspólnego podejścia do Rosji pod rządami kolejnego rządu niemieckiego." - napisały we wnioskach dr Céline Marangé i dr Susan Stewart w analizie dla Chatham House "Francuskie i niemieckie podejście do Rosji". Obraz to dość jednoznaczny i znów raczej dla nas nie powinien być zaskoczeniem. Nie sposób nie przypomnieć, jakie stanowisko było zwykle zajmowane przez Europę Zachodnią w stosunkach z Rosją od 1721 roku, jeśli chodziło o Europę Środkową.
I dlatego na tle tego wniosku, jako zupełnie wyjątkową należy odnotować wypowiedź Manfreda Webera, przewodniczącego grupy poselskiej EPL w parlamencie UE, który powiedział, że wzywa nową niemiecką koalicję rządową do działania. „Jeśli Putin użyje broni, to projekt gazociągu Nord Stream 2 dobiega końca. Oddanie do eksploatacji byłoby wykluczone. Przyszły rząd federalny musi jasno określić tę cenę: sytuacja jest testem dla NATO i zachodniej wspólnoty wartości. Ważne jest, aby NATO dało jasno do zrozumienia, że działania Rosji przeciwko Ukrainie będą miały wysoką cenę”.
Jeżeli chodzi o sam szczyt, to dość niepokojącym podsumowaniem po jego zakończeniu, było oświadczenie ministra spraw zagranicznych Litwy Gabieliusa Landsbergisa iż Litwa będzie domagać się dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa. Warto zauważyć, że wypowiedź ta nastąpiła po wcześniejszej wypowiedzi sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga w czasie spotkania z prezydentem Łotwy Egilsem Levitsem, iż 40000 żołnierzy NATO może zostać rozmieszczonych na Łotwie, a więc północnego sąsiada Litwy, w krótkim czasie, "jeśli zaistnieje taka konieczność". Tak więc mamy tutaj dość niejednoznaczne przekazy, które po raz kolejny przekonują, że przekaz "kuluarowy" może być diametralnie inny od prezentowanego w mediach.
Częściowo obrady NATO, w pewnym sensie, przeniosły się następnie do Sztokholmu, gdzie odbywał się z kolei szczyt OBWE. Poza dość krótką rozmową Blinken-Ławrow, warto wspomnieć, że minister SZ otrzymał jeszcze przed szczytem zaproszenie do Moskwy związane z objęciem przez Polskę przewodnictwa w OBWE. I tutaj warto wskazać na ten fakt gdyż, jest to niestety kolejna "pieczeń" dla rosyjskiego pojęcia "operacji połączonej" przy grożącej ewentualności ataku na Ukrainę. Brak określenia przez nasz MSZ terminu takiej wizyty jest w tej sytuacji dobrym ruchem.
Na koniec warto wspomnieć informację, które odnotowały ukraińskie media, a która w sensie łączy się z duchem mojego poprzedniego komentarza. Otóż jak doniosła "Ukraińska Prawda" powołując się na wykonany sondaż SW Research dla "Rzeczpospolitej", większość Polaków uważa, że w przypadku rosyjskiego ataku na Ukrainę NATO powinno udzielić Kijowowi wsparcia militarnego. 61,9% Polaków odpowiedziało twierdząco na pytanie o potrzebę wsparcia wojskowego NATO dla Ukrainy, 13% respondentów jest przeciwnych pomocy wojskowej Ukrainie przez NATO, a 25,1% respondentów nie ma jednoznacznego zdania w tej sprawie. I ten wprawdzie skromny dowód "vox populi, vox Dei" potwierdza, że "duch Historii w narodzie nie ginie" - mając nasze doświadczenie narodowe okupione wielokrotnie najwyższą możliwą ceną, wiemy czego można się po rosyjskim sąsiedzie spodziewać.
Kończąc tylko napiszę, że trzeba sobie zdać sprawę z tego, że najbliższy czas nie będzie ciągłą amplitudą "chwilowych napięć i deeskalacji". Tak jak dla drogi do 1914 roku, była aneksja Bośni i Hercegowiny przez Austro-Węgry, zaś dla 1939 roku było zajęcie Nadrenii, Anschluss Austrii i zajęcie Czechosłowacji, tym dla obecnych czasów jest wojna w Gruzji i zajęcie ukraińskiego Krymu przez Rosję. Zbliża się trudny czas dla nas wszystkich, to wiemy. Jednak mimo braku optymistycznych wiadomości, wciąż tli się nadzieja, że ten czas, nie jest kolejnym fin de siècle, a tylko odmierzanymi zwykłymi datami w kalendarzu historii.