Zdjęcie: Pixabay
30-06-2021 13:00
Samozwańcze republiki Doniecka i Ługańska przechodzą od dzikich dni piractwa gospodarczego do bardziej uporządkowanych schematów wyzysku. Perspektywy reintegracji regionu w ramach porozumień mińskich stają się coraz bardziej iluzoryczne.
Dyplomacja w rozdartym wojną Donbasie na Ukrainie może utknąć w martwym punkcie, ale w gospodarce regionu zachodzą doniosłe zmiany. Kluczowe przedsiębiorstwa w samozwańczych republikach donieckiej i ługańskiej przez ostatnie cztery lata znajdowały się pod faktyczną kontrolą Siergieja Kurczenki, niegdyś oligarchy z wewnętrznego kręgu byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Teraz został zmuszony do scedowania tej roli na rosyjskiego biznesmena niezwiązanego wcześniej z Donbasem. Kreml rozumie, że separatystyczne regiony pozostaną w jego bilansie przez długi czas, dlatego poszukuje najskuteczniejszych sposobów zarządzania regionem, wypierając wstrętne liczby powstałe w wyniku kryzysu na Ukrainie w 2014 roku.
Gdy regiony Doniecka i Ługańska ogłosiły niepodległość, na ich terytorium pozostał szereg aktywów należących do ukraińskiego oligarchy Rinata Achmetowa. Przez pewien czas, mimo działań wojennych, działały normalnie, pozostając źródłem pracy dla mieszkańców i podatków dla ukraińskiego budżetu. Zachowanie więzi gospodarczych między Ukrainą a jej separatystycznymi prowincjami było wówczas postrzegane jako ważny element ich późniejszej reintegracji na mocy porozumień mińskich.
Więcej w komentarzu (ENG) Konstantina Skorkina z moskiewskiego Centrum Carnegie - link w źródle