Zdjęcie: Pixabay
07-09-2021 16:00
Na początku lat 90tych emitowano w TVP polski serial w reżyserii Andrzeja Konica, pt. "Pogranicze w ogniu". Opowiadał on o działaniach polskiego wywiadu i trudnych dziejach polskiego pogranicza polsko-niemieckiego w perspektywie okresu międzywojennego.
Ostatni odcinek serialu poświęcony był ostatnim miesiącom przed atakiem Niemiec na Polskę, kiedy to świadomi jednoznacznej drogi, po której potoczą się losy Polski, oficerowie wywiadu robią jeszcze co w ich mocy, aby ograniczyć skutki ataku. I rzeczywiście na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że analogia do widoków z ostatnich dni na naszej granicy z Białorusią, są właściwe. Z czym mamy więc do czynienia?
Koło historii Polski obróciło się wraz z pojęciem "obrotowego" Antemurale. Znów, jak przed wiekami, stajemy się przedmurzem Europy. Na tę chwilę, nie łączymy codziennych komunikatów ukraińskiego dowództwa operacji antyterrorystycznej w Donbasie, w których ostatnio przybywa nazwisk poległych w tym konflikcie, z codziennymi już komunikatami poszczególnych służb granicznych Polski, Litwy i Łotwy o sytuacji na naszych granicach. A czy powinniśmy to robić?
Patrząc szeroko na mapę od Krymu po Rygę, praktycznie cała wschodnia granica tak UE, jak i Ukrainy płonie, w ten czy inny sposób. Ostatnie działania rosyjskiego FSB na Krymie i aresztowanie kilkudziesięciu osób z tatarskiego Medźlisu, w tym jego wiceprzewodniczącego Dżelałowa można uznać za charakterystyczny symptom tzw. oczyszczenia podwórka.
Warto przypomnieć, że tuż przed wybuchem wojny, na terenach m.in. Śląska, tak niemiecka po swojej stronie, jak i polska policja po swojej, wraz z kontrwywiadem dokonywały na własnym pograniczu aresztowań osób, które były podejrzane o działania na rzecz przeciwnika. A jeżeli dodamy do tego w tle faktycznie odbywające się ćwiczenia Zapad 2021 to mamy obraz tego, co już te ziemie widziały nie raz i nie dwa.
Jednak Rosjanie potrafią bardzo dobrze używać narzędzi zarządzania strachem. Przypomnę, że mamy wciąż do czynienia z realizacją planu, który został opracowany kilka lat temu - do jego zasadniczych elementów należy dzielenie społeczeństw, używanie agentów wpływu (świadomych i nieświadomych), metod dezinformacji, ogólnie rzecz biorąc destrukcyjnego wpływu psychologicznego na społeczeństwa przeciwników. Należy więc podkreślić wagę świadomości, iż od tego jak będziemy niezachwiani w swojej rozwadze, zależy bardzo wiele. Obserwować, ale i nie dać się zmanipulować. Bardzo ważna okazała się decyzja o ogłoszeniu stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym i jej zaaprobowanie przez Sejm - głosy przeciwne pomińmy milczeniem: "Concordia civium murus urbium".
Nawiązując przy tym do zeszłotygodniowej wizyty prezydenta Ukrainy w USA, mamy też pierwszy przejaw pewnej zmiany działania ukraińskiej dyplomacji. I jak się wydaje jest to owoc tak spotkania Biden-Zełenski, jak i czerwcowego spotkania Biden-Putin.
Ale po kolei. Prezydent Putin nie bez przyczyny w minionym tygodniu zagaił temat jego spotkania z prezydentem Ukrainy. Weekendowe "wyjaśnienia co szef powiedział" rzecznika Kremla Pieskowa oczywiście podkreśliły znaczenie braku jakiejkolwiek dyskusji w kwestii Krymu. I teraz znów pewna dygresja.
Przypomniał mi się pewien opis rozmów polskich parlamentariuszy z posłami carskimi, przygotowującymi się do podpisania rozejmu w wojnie polsko-rosyjskiej w Dywilinie w 1619 roku.
Otóż, pierwszym bezdyskusyjnym punktem do rozpoczęcia negocjacji, było wymaganie przez posłów carskich zrzeczenia się przez królewicza Władysława tytułu cara Rosji. I tak następne spotkania w kolejnych dniach polegały na tym samym: wygłaszaniu tego żądania przez przedstawicieli cara i w odpowiedzi wygłaszania odmowy przez polskich posłów, by następnie obie grupy odwracały się do siebie plecami i odchodziły. Wreszcie, gdy strona rosyjska zdała sobie sprawę, że sytuacja wojenna jest niesprzyjająca, przystąpiono do głównych rokowań pomijając ten "bezdyskusyjny" temat.
I jak się wydaje, bardzo możliwy jest taki sam scenariusz w przypadku ewentualnego spotkania Zełenskiego z Putinem. Formalnie - kwestia Krymu będzie zapewne podniesiona - lecz praktycznie prezydentowi Zełenskiemu będzie zależeć na osiągnięciu tego co w tej chwili jest możliwe do uzyskania, a więc względnej normalizacji sytuacji w Donbasie, o czym już kiedyś wspominałem.
Przypomnijmy, że ta kwestia była punktem pierwszym w jego programie wyborczym, ale do tego należy dodać także sprawę znacznie ważniejszą, jaką jest teoretyczna na tę chwilę możliwość przystąpienia Ukrainy do NATO, a więc główny warunek czyli uspokojenie konfliktu w Donbasie. A to czy z kolei wizji Putina to będzie na rękę to rzecz inna. Zapewne obie strony doskonale wiedzą o co w tej grze chodzi.
Jednak warto zauważyć, zmiany w niuansach informacji, które przekazują obie strony. Dzisiaj na przykład ukraiński minister Kuleba już komentował możliwość spotkania obu prezydentów:"Jestem przekonany, że sprawa Krymu będzie w porządku każdego dnia w każdych okolicznościach rozmów. Kwestią do wyjaśnienia jest jak to będzie publicznie przedstawione, ale tak naprawdę spotkanie z Putinem jest tym, na co my jesteśmy gotowi, a oni ciągle szukają powodu, jak z tego wybrnąć, i to jest zasadnicza różnica między nami".
Jak widzimy zasadniczy rdzeń wypowiedzi brzmi "jesteśmy gotowi do rozmów". Wiemy więc już, co mógł usłyszeć prezydent Zełenski w Białym Domu i nie jest to wiedza tajemna, dla obserwujących wydarzenia ostatnich tygodni i miesięcy. Podobnie można wysnuć wnioski co do zasadniczej części rozmów w Genewie pomiędzy prezydentami USA i Rosji.
Tak więc przed nami kolejne ważne tygodnie, przy czym - co istotne - gra z Białorusią na naszym pograniczu to inne rozdanie, z czego musimy sobie zdawać sprawę. Tutaj mamy do czynienia z zupełnie inną stawką.